Tak to już jakoś jest, że to co najtrudniejsze, najłatwiej potrafią wytłumaczyć nam dzieci. Najłatwiej bowiem jest nam wyjaśnić jakąś trudną prawdę, korzystając z języka dzieci, języka bardzo prostego, bez żadnych zbędny uczonych słów.
Nie powinno to nas dziwić, skoro sam Pan Jezus powiedział kiedyś do swoich uczniów: „Jeśli nie staniecie się jak te dzieci, to na nic wasze wysiłki by zdobyć niebo! Musicie powrócić do prostego i ufnego pojmowania tego co do was mówię, tak jak dzieci ”.
Tak też spróbujemy sobie wyjaśnić usłyszane dziś słowa Ewangelii. Przyjmijmy zatem postawę dzieci, które nie znają jeszcze pojęć definiujących otaczającą je rzeczywistość.
Cofnijmy się blisko dwa tysiące lat wstecz,do Palestyny czasów Jezusa. Spróbujmy wyobrazić sobie, że należymy do tej wielkiej rzeszy ludzi, którzy idą za Jezusem, którzy podążają za Nim, wszędzie tam gdzie naucza, gdzie czyni cuda i dziwne znaki, gdzie mówi o wielkiej miłości Boga do człowieka.
Widzimy Mistrza i uczniów, widzimy faryzeuszy, ogromną ilość chorych, którzy liczą na pomoc tego Mesjasza. Tak o Nim mówią, a może to Jan Chrzciciel, nie to Eliasz, On ma wielką moc.
Wszystko to słyszy także Jezus, ale słyszy też inne słowa. Oto faryzeusze i uczeni mówią, jaki z Niego Mesjasz, czyż po swych mowach nie siada z uczniami i wspólnie nie spożywa posiłku? Czyż nie widzieliśmy Go jak jadł pieczoną rybę, albo jak delektował się oliwką, którą dał mu mały chłopiec? Czyż zatem jest to Bóg? Przecież Bóg nie musi jeść! Albo czy Jego uczniowie nie mówili, że siedział w Samarii przy studni i nie prosił kobiety, która przyszła po wodę, by podała i Jemu?
Przecież Bóg nie odczuwa pragnienia! No, a przecież co noc udaje się na spoczynek, nawet teraz odpoczywa, leży tam pod sykomorą. To zwykły człowiek, tylko zwykły człowiek i w dodatku cieśla. Mieszkańcy Nazaretu mówią, że znają Jego rodziców. Popatrzcie na Jego ręce, to ręce kogoś, kto posługiwał się heblem, piłą, czyż może być to Bóg?
Jezus słyszał to wszystko i śmiał się w duchu. Nigdy się jednak nie tłumaczył, nie usprawiedliwiał. Wędrował tylko po całym kraju i nauczał. Doszedł w końcu do pięknej krainy, równiny Aszeron. Równa jak stół, a w dodatku przykryta pięknym obrusem, z pól mieniących się różnymi kolorami: zieleni, złota, czerwieni. Pośrodku ni stąd ni zowąd, wyrasta na niej góra, Tabor, wzniesienie 600 m.n.p.m.
Wygląda to tak jakby na stole postawił ktoś cylinder. I oto Jezus mówi do trzech spośród uczniów: „Chodźcie, wejdźmy na górę!” Poszli. Dziś wjeżdża się tam taką serpentyną, jazda samochodem jest przyjemna, ale dość długa. Oni szli na piechotę i to prosto pod górę, było im ciężko i trudno, nic więc dziwnego, że gdy wreszcie doszli, po prostu położyli się by odpocząć, popodziwiać widok, był wspaniały, w końcu zasnęli ze zmęczenia i wysiłku. Wszyscy, oprócz Jezusa.
Kiedy się obudzili zobaczyli coś dziwnego, nie wierzyli własnym oczom. Oto górę spowijała mgła, a może dym. Pośrodku zaś siedział Jezus, a obok Niego Mojżesz i Eliasz. Znali ich z Pisma, tak to na pewno byli oni. Ucieszeni nie wiedzieli co robić i wtedy Piotr, ten, który zawsze był najodważniejszy, nie wiadomo dlaczego powiedział: „Panie dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty? ”
Ach ten Piotr, który często popełniał gafy i za to Jezus go tak kochał, mówi o namiotach, jakby namioty były im najbardziej potrzebne. Nie wiadomo co miał na myśli. Nagle wszystko wróciło do normy, jeżeli tak można powiedzieć. Przecież ich serca zrobiły automatycznie fotografie tego niezwykłego wydarzenia. Oni to widzieli i wiedzieli co to wszystko oznaczało. Jezus dał dowód, na razie im, Kim jest, i ten głos
z nieba. Oni już nie mogą podśmiewywać się, że to tylko człowiek.
Dobrze, tak było dwa tysiące lat temu. A czy dziś nie uczestniczymy w Przemienieniu na górze Tabor?
Tak, oczywiście! Tu jest Tabor, tu na tym ołtarzu. Tu Jezus przemienia się w naszej obecności. Tylko by to zrozumieć musimy także wysilić się by wejść na górę, by wspiąć się wzwyż, by pojąc wielką Tajemnicę. Musimy także pozwolić, by nasze serca przemieniły się, by były gotowe przyjąć prawdę, może trudną do zrozumienia, ale taką której jesteśmy pewni, bo w niej uczestniczymy, tak jak Piotr, Jan i Jakub.
Oni noszą fotografie zrobione tam na górze i odważnie mówią: Tak to człowiek, cieśla, który je, pije i odpoczywa, ale to także Ktoś więcej, To Boży Syn. My to wiemy, bo widzieliśmy i słyszeliśmy.
Objawienie na górze Tabor, to Przemienienie jest nam właśnie dziś bardzo potrzebne. Dziś gdy nabiera rytmu Wielki Post, czas wytężonej walki ze sobą, gdzie toczy się walka o mnie, bo w sposób szczególny do głosu dochodzi moje sumienie i domaga się, bym rozpoznał i zaświadczył, że wierzę w Niego. W to, że umarł, ale zmartwychwstał!
Nie bójmy się zatem odważnie, choć będzie to trudne i bolesne wejść z Chrystusem na Tabor. On zaprasza dziś tam także nas, by pokazać nam piękny widok, na niebo dla którego zostaliśmy stworzeni.
ks. Bartosz Mitkiewicz, 28.02.2021