Droga ucznia Jezusa wiedzie czasem pod prąd utartych schematów myślenia, na przekór temu, co w relacjach między ludźmi się przyjęło. Dla ucznia stwierdzenie, że „wszyscy tak robią” nie jest żadnym argumentem za tym, że tak powinien też wartościować i postępować chrześcijanin.
Po wyjściu stamtąd podróżowali przez Galileę, On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o tym. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: «Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie». Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać.
Czego nie rozumieli, skoro Jezus mówił jasno? Ta scena uczy, że drogą ucznia Jezusa jest rezygnowanie ze swoich wyobrażeń na temat Ewangelii na rzecz tego, co Jezus faktycznie mówi. Czyli dokonywanie ciągłej rewizji swoich oczekiwań, ciągłe nawracanie się. W tym wypadku zrezygnowanie z myśli o łatwym sukcesie na rzecz przyjęcia bolesnej, choć w końcu tylko chwilowej porażki.
Mamy z sobą problem. Problem egzystencjalny, życiowy. Tak do końca sami nie orientujemy się w tych grach. Kto, z kim, dla kogo, w jaki sposób, dlaczego. Te trudne pytania krążą wokół nas i nas dotyczą. Bowiem w zwykłej rzeczywistości, nie tej uświęconej Bogiem i Eucharystią, ale tej codziennej, spotykamy się z terminami służby, pomocy, pracy dla kogoś, dla pewnej sprawy, dla instytucji, mimo iż znamy formułę służby poprzez modlitwę, poprzez zawierzenie Bogu, poprzez działania dla tych, którzy służby potrzebują, łakną, którym jest ona potrzebna.
Dlaczego dwa tysiące lat od wygłoszenia nauk przez Jezusa nie widać za bardzo wśród chrześcijan wyścigu o stanie się pierwszym? Dlaczego bycie sługą wśród Jego sług ciągle nie jest jakimś powszechnym przedmiotem pożądania?
Łatwo mówi się o byciu sługą, gdy uważamy, że służymy rodzinie, Kościołowi czy społeczeństwu. Ale pracować dla dobra innych to nie to samo, co być sługą. Przecież Jezus mówiąc o byciu sługą mówił też, że trzeba się stać „ostatnim”, czyli chyba tracić czas z tymi, którzy nie mają znaczenia, którzy za dobro odwdzięczą się najwyżej dobrym słowem….
Odpowiedź na postawione wyżej pytania nie jest prosta. Na pewno są tacy, którzy mówią o służbie – rodzinie, Kościołowi, społeczeństwu – mrugając przy tym okiem. Dążą do bycia pierwszymi wedle kryteriów światowych. Pewnie jednak mamy całkiem sporo prawdziwych sług, prawdziwych „ostatnich”, tylko… ich nie widać. Wszak są naprawdę ostatnimi.
Gdzie ich zobaczyć? Poszukałbym wśród pielęgniarek, wychowawców, dozorców domów czy ojców i matek…Pewnie niejedna taka osoba kiedyś świadomie i dobrowolnie zrezygnowała z robienia kariery na rzecz prozaicznej służby. Są w swoim cichym trwaniu w służbie prawdziwie pierwszymi…
Powtórzę: mądrość prawdziwie chrześcijańska jest czysta, skłonna do zgody, pełna miłosierdzia, dobra, nieobłudna i nieczuła na względy ludzkie….Proszę nigdy nie dać się zwieść tym, którzy za chrześcijańską mądrość uważają podejrzliwość skłonną do łatwego rzucania mocnych oskarżeń….
ks. Bartosz Mitkiewicz, 19.09.2021r.