Wszyscy święci balują w … Niebieskim Jeruzalem

Choć stopami po ziemi, ale sercem mieszkaj w niebie!

Poszczególne kraje świata różnią się znacznie od siebie standardami w dziedzinie czystości. Pielgrzymując po Ziemi Świętej mogliśmy się o tym przekonać. Co nie oznacza, że my sami jesteśmy takimi czyścioszkami…

Poglądy na temat okruchów na podłodze, czy też częstotliwości pryszniców na tydzień zależą od polityki, religii, klimatu lub po prostu dostępności do czystej wody, bądź łazienki.

Dzisiejsza Liturgia Słowa mówi nam jednak o innego rodzaju czystości – tej, której pragnęli wszyscy święci, których dziś wspominamy – a więc czystości serca. Przyjrzyjmy się zatem owym czytaniom.

Pierwsze ukazuje nam świętych odzianych w białe szaty, opłukane i wybielone we krwi baranka. W psalmie śpiewaliśmy,
że jedynie człowiek o rękach nieskalanych i o czystym sercu może stanąć w Bożej obecności.

W drugim czytaniu św. Paweł zapewnia nas, że ten, kto pokłada nadzieję w Bogu uświęca się i podobnie jak On jest święty. Przyznajmy wprost, tego rodzaju czystości i błogosławieństw nie jesteśmy w stanie osiągnąć o własnych siłach. Jest to dar udzielony nam z łaskawości Pana, który już na Chrzcie świętym oczyścił nas z grzechu pierworodnego. A teraz za każdym razem oczyszcza nas w Sakramencie Pojednania. Oczyszcza nasze sumienia, gdy w pokorze w modlitwie prosimy Go o miłosierdzie.

A czy kiedy słyszymy Ewangelię o błogosławieństwach, (rzecz jasna mamy wówczas w pamięci przepiękny ogród i kościół na Górze Błogosławieństw, w tle wody Jeziora Galilejskiego), ale czy treść błogosławieństw nie kojarzy nam się z konkretnymi świętymi?

Ubodzy – Franciszek, smutni – Monika, sprawiedliwi – Benedykt, miłosierni – Matka Teresa, czyniący pokój – Jan XXIII, czystego serca – Karolina Kózkówna. Wielu z nich wiodło ciche, skromne, a nawet ukryte życie na ziemi.

Być może byliby niezwykle zaskoczeni owacyjnym przyjęciem, które im zgotowano po przekroczeniu bram nieba. Wiedzieli przecież, że podobnie jak Jezus, za swego ziemskiego życia byli często nierozumiani, a nawet uważani za wrogów.

Tak było ze św. Janem od Krzyża, który był więziony i bity przez współbraci zakonnych. Taką była św. Bakhita, pierwsza ciemnoskóra święta niewolnica. I wielu wielu innych. Być może należeli do nich także nasi bliscy, krewni, którzy odważnie szli przez życie za Jezusem.

Rola świętych nie polega tylko na tym byśmy widzieli w nich jedynie dobry przykład. Obchodzona dziś uroczystość Wszystkich Świętych ma na celu pomoc nam w uświadomieniu sobie pragnienia takiej czystości – czystości serca.

Dziś Kościół przypomina nam nie tylko o świętych, których znamy z Litanii do Wszystkich Świętych, lecz także tych, których biografie nie są nam znane. Dziś radujemy się ich darem zbawienia i nieba.

W ciągu roku liturgicznego wspominamy rzesze świętych i błogosławionych. Oni wszyscy, wraz z naszymi przodkami, stanowią naszą niebiańską grupę wsparcia. Wspierają nas modlitwą i życzliwą zachętą. Spoglądają dziś na nas z dobrocią i troską pragnąc przede wszystkim naszego wzrastania ku Chrystusowej miłości. Chcą abyśmy umocnili się ich przykładem.

Wyobraźmy sobie największy stadion świata, na trybunach którego zasiedli właśnie oni. Siedząc tam obserwują z zaangażowaniem nasze zmagania na arenie życia. Trzymają transparenty z wypisanymi naszymi imionami i dopingują nas ze wszystkich sił: Dasz radę! Stój mocno w prawdzie! Wypełnij swoje powołanie! Nie ustawaj!

Chcą nam w ten sposób pomagać – to jest świętych obcowanie. Wyobraźmy sobie Ojca Pio dodającego nam odwagi i wznoszącego rękę do błogosławieństwa. Albo Faustynę, która zachęca by podejść do konfesjonału. Berettą Mollę, która modli się za rodziców oczekujących potomstwa.

Pamiętajmy jednak, że nie wystarcza im to, że wiemy coś o Jezusie. Pragną abyśmy doświadczyli Jego miłości i traktowali Go jako naszego najlepszego przyjaciela. Dziś są w niebie i chcą byśmy chcieli pójść w ich ślady. Przypominają nam, że nigdy nie jesteśmy sami, ale zawsze i wszędzie otacza nas wielu znanych i nieznanych świętych, którzy prowadzą nas ku Bogu.

Ks. Jan Twardowski pisał: „najpierw można wyglądać na świętego, ale nim nie być, potem nie być świętym, ani na świętego nie wyglądać, aż wreszcie być świętym, ale tak, żeby tego wcale nie było widać – bo dopiero na samym końcu święty staje się podobny do świętego”.

W uroczystość Wszystkich Świętych warto pomyśleć o świętych. I o tym, że ja też mogę być w końcu podobny do świętego…

ks. Bartosz Mitkiewicz, 01.11.2020

Previous ArticleNext Article