Pielgrzymowanie po Ziemi Świętej nieodzownie połączone jest z uczestnictwem w Mszach Św. sprawowanych w różnych miejscach na trasie pielgrzymki.
Bez wątpienia mają one swój niepowtarzalny urok, niepowtarzalne duchowe doświadczenia i przeżycia. Wielu z nas wraca do nich często myślami. Moim ulubionym miejscem i ołtarzem jest plaża w Kafarnaum.
Nie mniej bardzo często zastanawiam się nad tym: czy i w jaki sposób ludzie słuchają kazań, co i w jaki sposób chcieli by usłyszeć, a może nic?
Na ile słowa mówione z ambon, są słowami Bożymi, a na ile ludzkimi, na ile są one skuteczne? Bardzo pomocna okazywała się obserwacja osób przychodzących wcześniej do kościoła i rozmowy.
W dzisiejszej Ewangelii jeden z synów mówi ojcu „tak” i nic nie robi, drugi zaś mówi najpierw „nie” — później jednak czyni to, co trzeba. Działanie jest ważniejsze niż słowa. Rzeczywiście? Czy to, co człowiek mówi, nie ma większego znaczenia? Czy liczą się tylko czyny? Przypowieść o dwóch synach stwarza dobrą okazję do zapytania o związek między słowami i czynami.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: Oto żona pyta męża: „Smakuje ci obiad?” A on odpowiada: „Zapamiętaj sobie, że jeśli nic nie mówię, to znaczy, że jestem zadowolony”. Taka postawa jest niebezpieczna, gdyż powoli, acz skutecznie odziera ze słów wzajemne relacje tych małżonków. Ta kobieta chce wiedzieć, na czym stoi, gotowała dla męża, starała się i potrzebuje słów pochwały. Jej mąż nastawiony jest jednak wyłącznie na jedzenie, a nie na rozmowę przy jedzeniu i więzi, które mogłyby się przez nią zacieśnić. Z czasem jego żonie stanie się wszystko obojętne, będzie troszczyć się jedynie o żołądek swojego męża. Oboje zaś nie będą spożywać posiłków razem, lecz obok siebie — i to w milczeniu.
To właśnie słowo, mowa, rozmowa sprawia, że nasze czyny rodzą i zacieśniają więzi między nami. Powinniśmy sobie to na nowo uświadomić — zwłaszcza w świecie, w którym słowa się zdewaluowały, gdzie ludzie przestają z sobą rozmawiać. W domach, w których od rana do późnej nocy „gada” jedynie telewizor, powinniśmy pamiętać, że słowa są ważniejsze niż rzeczy. Ponowne odkrycie wagi słów i ich związku z czynami oraz tworzenie kultury dialogu miałoby z pewnością zbawienny wpływ na nasze wzajemne odniesienia.
Język nie został nam dany po to, by nas poróżnić, oddalić od siebie, rozproszyć, lecz po to, by nas zbliżyć do siebie, byśmy się lepiej rozumieli, by zrozumiałe były nasze czyny. Dlatego słowa są takie ważne. Nie wystarczy tylko coś zrobić — trzeba to jeszcze omówić, potrzeba o tym porozmawiać. Wtedy zbliżymy się do siebie — tak jak chce tego Bóg. Wówczas też nasze czyny będą zgodne z naszymi słowami. Nasze usta i ręce będą mówiły tym samym językiem, a nasze „tak” będzie znaczyło rzeczywiście „tak”, a nasze „nie” będzie prawdziwym „nie”. My zaś będziemy coraz bardziej wnikać w najgłębszą tajemnicę naszej wiary: „A Słowo stało się ciałem” (J 1,14).
Pozostaje odwieczne pytanie jak to zrobić? Tylko prosto o tym się mówi, i najłatwiej pewnie z ambony wymagając od innych. Odpowiedzi poszukajmy w nauczaniu JP II: „ludzie naszych czasów, choć nie zawsze świadomie proszą dzisiejszych chrześcijan, aby NIE TYLKO MÓWILI o Chrystusie, ale w pewnym sensie POZWOLILI IM GO ZOBACZYĆ. Jak jednak pokazać Kogoś, Kogo może sami nie potrafimy dostrzec?
My sami wpierw potrzebujemy żmudnego i cierpliwego przejścia drogami wiary, przez wszystkie jej etapy. I tu znów z pomocą przychodzi nam dzisiejsza Ewangelia: mówimy, a nie wykonujemy, a czasem i na odwrót. W jaki sposób zatem kroczyć tą droga wiary? JPII pisze dalej: „tylko doświadczenie milczenia i modlitwy stwarza odpowiednie podłoże, na którym może dojrzeć i rozwinąć się bardziej prawdziwe, adekwatne i spójne poznanie tajemnicy, najwznioślejszej wyrażonej w dobitnych słowach ewangelisty Jana: „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało miedzy nami.”
ks. Bartosz Mitkiewicz, 27.09.2020