Słowo na niedzielę: Gościnna Betania

Dzisiejsza Liturgia Słowa rozpoczęła się od opowieści zaczerpniętej z Księgi Rodzaju. Powróćmy do niej, ale spróbujmy wyobrazić sobie wszystko to, co się wówczas wydarzyło. Mamy więc słoneczny dzień i w tym słonecznym skwarze Abraham siedząc przed swoim namiotem dostrzega na horyzoncie sylwetki trzech gości. Niby to takie zwyczajne, bo cóż w tym dziwnego, że obok być może jakimś głównym szlakiem podróżują jakieś inne osoby. Tymczasem Abraham zachowuje się tak, jak dziś już mało kto. Rzuca się ku nim na spotkanie, nakazuje sługom przynieść wodę do obmycia stóp, ponagla swoją żonę Sarę, by przygotowała chleb, osobiście zarzyna cielę i gdy goście się posilają, stoi opodal w postawie służącego. Musimy jednak pamiętać, że na starożytnym Bliskim Wschodzie gościnność nie tylko stanowiła święte prawo, lecz także była obwarowana szczegółowymi i rygorystycznymi normami.

Z tego też względu zdrada gościa uznawana była za ciężką zbrodnię, czego możemy doświadczyć wczytując się w dalszy ciąg przedstawionej dziś historii. Otóż ci sami goście udają się później do krewnego Abrahama imieniem Lot, który mieszka w osławionej Sodomie i omal nie stają się tam ofiarami gwałtu.

O niemalże podobnym wydarzeniu opowiada dzisiejsza Ewangelia. Jezus w swojej wędrownej posłudze Nauczyciela wszędzie z radością przyjmował gościnę. Zgadzał się zajmować miejsce przy stole wszędzie tam gdzie tylko został zaproszony. Nie baczył na to, czy jest to dom poganina, celnika, czy też osoby o podejrzanej reputacji. Do podobnego zachowania zachęca także swoich uczniów: gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Mówi, że nawet prosty, lecz znaczący gest podania kubka chłodnej wody zostanie nagrodzony przez Boga. Właśnie dlatego Jezus lubi tak serdeczną i troskliwą gościnę, której zawsze udzielają Mu jego dzisiejsi gospodarze.

Gościnność to cecha, nad którą warto się nam dziś pochylić. Czyż nie jest ona wyrazem naszej wiary: dowodem i świadectwem tego, że w konkretnym czynie i postawie możemy pokazać naszą otwartość, naszą wrażliwość na potrzeby drugiego człowieka. Czyż gościnność nie jest okazją do tego, by móc ze sobą się spotkać, zatrzymać, porozmawiać?

Czy w naszych domach znajduje się jeszcze stół, przy którym znajdzie się miejsce dla każdego. Stół, przy którym można nie tylko się posilić, lecz także spokojnie rozwiązać wiele ważnych spraw? Zauważmy, że nasze pokolenie traci coraz szybciej nie tylko zdolność przysłowiowej gościnności: czym chata bogata, gość w dom – Bóg w dom.

Dziś coraz częściej spotykamy się z sytuacją, w której jedynym gestem gospodarza jest wskazanie gościowi krzesła, bo cała rodzina jest zajęta oglądaniem telewizora. Gość przyszedł nie w porę, przeszkadza, jest intruzem. Czekają, kiedy wyjdzie. Bóg zapuka i też zostawimy Go w kącie, by czekał, bo mamy pilne zajęcia. Zaczeka, a kiedyś powie, że przyszedł z błogosławieństwem, ale nie mógł go zostawić, bo nikt nie miał czasu odebrać. Dziś trzeba zapytać siebie, ile zostało z tego pięknego prawa: „Gość w domu, Bóg w domu”.

Przez brak gościnności tracimy coś bardzo ważniejszego. W nadmiarze aktywności, którą się tłumaczymy tracimy zdolność dostrzegania konkretnej obecności Boga, Jego działania w świecie. Uważamy, że Bóg znajduje się w zaświatach, w jakiejś innej przestrzeni i jest oddzielony od naszego codziennego życia. Gdyby tak jednak było, gdyby Bóg nie był obecny wśród nas, dziś, w tym i kazdym innym momencie naszego życia, Jego miłość nie byłaby prawdziwie potężna, nie byłaby nawet miłością.

Dlatego to nie tyle Jezus przyjmuje gościnę, ile to On zaprasza nas, byśmy skorzystali z Jego gościny. On zachęca nas byśmy zasiedli przy stole, na którym przygotowuje dla nas posiłek. Zachęca byśmy przyszli po siłę, byśmy się na chwilę zatrzymali i zanim Go posłuchamy, byśmy po prostu Go zauważyli – uwierzyli, że Jest wśród nas i z nami.

Tak jest z gośćmi i tak jest z Bogiem. Wystarczy obserwować przygotowania do religijno-rodzinnych uroczystości. Przy okazji pierwszej Komunii św. Przygotowanie serca trwa trzydzieści minut, a przygotowanie stołu ponad miesiąc. Przygotowanie sakramentu małżeństwa. Przygotowanie serca kilkanaście minut, wesela – kilka miesięcy. Nie usprawiedliwiajmy się, że takie są zwyczaje, że tak chce świat, bo wtedy podzielamy losy ludzi, dla których świat jest wszystkim, dla których człowiek to żołądek, a nie serce. Lepiej pomyślmy o tym, jakiej gościny oczekuje od nas Pan Bóg.

ks. Bartosz Mitkiewicz, 17.07.2022r.

Previous ArticleNext Article