Codziennie wypowiadamy wiele słów, słuchamy nieskończonej ilości wypowiedzi, przemówień. Sami komentujemy jakieś wydarzenia, nasze postępowanie jest przedmiotem komentarzy innych.
Wiele z tych słów, jeżeli nie wszystkie, nie pozostawiają żadnego śladu, nie przynoszą spodziewanego rezultatu, jakby nigdy w ogóle nie zostały wypowiedziane. Zarówno słuchacze, jak i mówiący dostrzegają, że słowa nic nie zmieniają. Nasze upomnienia nie skutkują, nasze opinie pozostają niedostrzeżone, nasze rady przemilczane.
Szczególnie boleśnie odczuwamy niemoc słów, gdy starając się kogoś pocieszyć, wlać w serce nadzieję, pokazać sens tego, co go spotkało, nie jesteśmy w stanie osiągnąć naszego celu – wszystko zostaje bezowocne. Jakby ludzie byli nieprzepuszczalni na nasze argumenty.
Inaczej było w przypadku Jezusa. Już na początku Jego działalności we wszystkich Jego słowa budziły w słuchających zdziwienie. Skąd to zdziwienie? Marek Ewangelista podaje jeden powód – Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie.
Pan Jezus głosił naukę z wielkim przekonaniem. To były słowa, w których słuchacze odnajdywali samych siebie, słowa, które dotykały ich życia i ich serc. Nie można było przejść obok nich obojętnie, tak jakby nic się nie wydarzyło. Kto usłyszał Chrystusa, dla tego świat nagle stawał się inny, Bób stawał się bliższy, bardziej realny, bardziej obecny.
Nie wszyscy jednak byli pełni uznania i podziwu dla wystąpienia Jezusa, którego opis usłyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii. Doszło nawet do otwartego sprzeciwu wobec Jego nauki. W synagodze znalazł się człowiek opętany przez złego ducha. Zaczął on wołać: Czego chcesz od nas Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić?
W poprzednią niedzielę usłyszeliśmy krótkie kazanie Pana Jezusa: „Bliskie jest królestwo niebieskie. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”.
Jezus ogłasza panowanie Pana Boga. Teraz zgłasza się Jego przeciwnik – szatan. Nie oddaje pola bez walki i sam też nie zamierza się poddać. Wręcz przeciwnie broni siebie i swojej zdobyczy – człowieka, który uwikłał się w sidła grzechu. Ten człowiek nie chce panowania Pana Boga, sprzeciwia się Jego królestwu wśród ludzi.
Zauważmy, że bronią Pana Jezusa w tym starciu ze złym duchem nie jest przemoc. Jego bronią jest słowo. Świadkowie tej konfrontacji są zdumieni, gdyż dociera do nich słowo pochodzące od samego Boga, tylko ono ma moc wyzwalającą człowieka z grzechu i zła.
W naszych czasach niektórzy ludzie ulegają rożnego rodzaju zniewoleniom, które zmieniają nie tylko ich zachowanie, lecz również życie. Są to chore ambicje, pogoń za pieniędzmi, zdobywanie lub umacnianie władzy. Kto zdoła policzyć, ile niepokoju, krzywdy i cierpienia sprowadzają ludzie opętani takim dążeniami w swoje rodziny, środowiska czy miejsca pracy.
Historia pokazuje, że nierzadko skutki ich chorobliwego zniewolenia odczuwają całe społeczeństwa i narody. Kto wyzwoli nas od nich? Kto przywróci nam pokój i radość życia?
Spójrzmy teraz na nas samych. Ileż razy dobro i zło zmagają się w nas samych? Nasze serca, nasze sumienie podpowiadają nam wyraźnie, co czynić i jak żyć, a jednak często robimy coś wręcz przeciwnego. Chciałoby się powtórzyć za św. Pawłem: łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale zło, którego nie chcę.
I źle się wtedy czujemy, bo w głębi serca pragniemy tego, co dobre, piękne i szlachetne. Kto wyzwoli nas od nas samych, kto przywróci nam pokój i radość życia? Jest taki ktoś, to Jezus Chrystus. On może jednym słowem wyzwolić nas, oczyścić i umocnić. On ma słowa pokoju, słowa nadziei, słowa prawdy i słowa życia.
ks. Bartosz Mitkiewicz, 28.01.2024r.