Dziś już piąta niedziela Wielkiego Postu. Przychodzimy do naszych świątyń i wpatrujemy się w zmianę, która zaszła nie tylko w naszej świątyni, lecz także we wszystkich kościołach na świecie. Nie widzimy krzyży. I nie chodzi nam o wyśmiane i obrazoburcze: „Gdzie jest krzyż?”. Krzyże w kościołach zostały zasłonięte.
Pewnie już się kiedyś zastanawialiśmy, dlaczego tak się dzieje, co ma to symbolizować. Zapewne wielokrotnie słyszeliśmy o tym, że to zakrycie ma nam pomóc w lepszym, pełniejszym, bardziej dojrzałym spojrzeniu na krzyż. Dopiero w Wielki Piątek kapłan, odsłaniając uroczyście krzyż, zaśpiewa słowa: „Oto drzewo krzyża, na którym zawisło zbawienie świata”. A my, zgromadzeni wtedy na liturgii, odpowiemy z pokorą: „Pójdźmy z pokłonem”.
W dzisiejszej Ewangelii Chrystus mówi: „A kto by chciał mi służyć, niech idzie za Mną” (J 12). Jest to wezwanie ogromnie ważne i zarazem bardzo trudne. Jednak jest ono możliwe nawet wtedy, gdy człowiek sięga dna. Pójście za Chrystusem jest możliwe, ale wymaga od człowieka odwagi.
Wielki Post jest czasem, kiedy można i trzeba się na tę odwagę zdobyć. Nie ma innej drogi chrześcijanina do Boga jak pójście za Chrystusem, niezależnie od poniesionych kosztów. Dlatego też słuchając dzisiejszej Ewangelii, w której Jezus zapewnia: „jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec” (J 12), nie można pozostać obojętnym na tę zachętę będącą jednocześnie motywacją.
Warto podjąć refleksję nad osobistym podejściem do krzyża. Jakie ono jest? Na ile dojrzałe? Na ile przeniknięte świadomością miłości Boga wyrażonej w ofierze krzyża? Na ile potrafię, patrząc na krzyż i rozważając jego tajemnicę, odpowiadać na Bożą miłość? To pewna ironia, ale zakrywamy krzyż po to, aby jeszcze lepiej go poznać, zrozumieć, odsłonić dla oczu naszej duszy.
Starożytna tradycja głosi, iż drewno, z którego wykonano krzyż Chrystusowy, pochodzi z drzewa, zasadzonego przez Seta, syna Adama, w miejscu, w którym jego ojciec został pochowany. Właśnie tam, na Golgocie – Miejscu Czaszki, Set zasiał ziarno pochodzące z rajskiego drzewa poznania dobra i zła i tak oto „za sprawą Opatrzności Bożej dzieło szatana można było cofnąć, zwracając przeciw niemu jego własną broń.
W następstwie grzechu Adama przyszły na świat cierpienie i śmierć, które były i są aż nazbyt widoczne w historii jego potomków. Zaznaczył, że gdy lud Izraela za karę za swoje grzechy cierpiał na pustyni od ukąszeń węży, mógł zostać ocalony od śmierci jedynie patrząc na symbol węża, wywyższony przez Mojżesza. Była to zapowiedź krzyża, który miał położyć ostatecznie kres grzechowi i śmierci.
Człowiek nie może sam wybawić się od skutków swego grzechu ani uratować siebie od śmierci. Tylko Bóg może go uwolnić od zniewolenia moralnego i fizycznego i dlatego posłał swego Jednorodzonego Syna nie po to, aby świat potępił, ale aby przez Niego świat mógł zostać zbawiony. Syn Boży musiał zostać wywyższony, tak jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, aby wszyscy, którzy na niego spojrzą z wiarą, mogli mieć życie.
Krzyż jest więc czymś znacznie większym i bardziej tajemniczym, niż to się wydaje na pozór i chociaż historycznie był narzędziem tortur, cierpienia i klęski, to obecnie „wyraża on pełną przemianę, ostateczne odwrócenie tego zła: staje się tym samym najwymowniejszym symbolem nadziei, jaki kiedykolwiek widział świat”. Przemawia do uciśnionych, chorych, biednych, zepchniętych na margines, ofiar przemocy, dając im nadzieję, że Bóg może przemienić ich cierpienie w radość, ich izolację w komunię, ich śmierć w życie.
W czasach przedchrześcijańskich krzyż był narzędziem służącym do wykonywania kary śmierci w formie uznawanej przez prawo rzymskie za najcięższą, a przez Pismo św. za najbardziej hańbiącą. Krzyż – narzędzie śmierci, znak hańby i wzgardy zmienił dla wielu swoje znaczenie z chwilą, gdy zawisł na nim Jezus z Nazaretu, wcielony Syn Boży.
Jezus przyjął wyrok śmierci krzyżowej dobrowolnie. Umarł na krzyżu nie za swoje winy, gdyż takich nie posiadał. Oddał życie za ludzi, przyjął karę śmierci za nas. Przelał krew na odpuszczenie grzechów wszystkich ludzi. Stąd też krzyż z narzędzia zbrodni – dla wierzących w Chrystusa – stał się ołtarzem zbawczego cierpienia, ołtarzem złożenia Bogu przebłagalnej ofiary za grzechy ludzi. Stał się znakiem największej miłości Boga do ludzi, znakiem zbawienia, tronem królewskim Zbawiciela, godłem chrześcijańskim, symbolem cierpienia i wewnętrznego oddania się Bogu, przedmiotem miłości, czci i uwielbienia.
Uczniowie Chrystusa przyjęli, że przez śmierć krzyżową Chrystus pojednał ludzi z Bogiem i między sobą. Dzieło zbawcze krzyża jednoczy ludzi z Bogiem i między sobą. Wyrażają to wizualnie pionowa i pozioma belka krzyża. Dzięki krzyżowi grzeszni ludzie uzyskali prawo do bycia z Bogiem w wieczności. Dzięki zbawczej śmierci na krzyżu zostały uchylone wyroki, jakie ludzie wydali na siebie przez swoje grzechy.
Z tego powodu krzyż Chrystusa stał się świętym znakiem w chrześcijaństwie, przedmiotem szczególnej czci i uwielbienia. Krzyż Chrystusa powędrował z pierwszymi uczniami Chrystusa w świat. Ponieśli go uczniowie wraz z prawdą Ewangelii, jako istotny element prawdy o zbawieniu świata.
Dbajmy o to by krzyż wrócił na należne mu miejsce, ale nade wszystko niech wróci tam, gdzie nikt poza nami nie ma nic do powiedzenia; na nasze piersi i do naszych domów! Jeśli na ścianie naszych mieszkań nie wisi krzyż to jest to tylko nasza własna wina. Nie ma zdejmujmy krzyży z naszych piersi lub ze ścian rodzinnego domu.
ks. Bartosz Mitkiewicz, 21.03.2021