Przesłanie tekstów świętych XXIV niedzieli oddaje przełomowy moment całej Ewangelii Marka. W tym momencie dokonuje się zwrot w działalności Jezusa. Kończy się Jego misja na północy (w Galilei), tak bogata w spotkania z ludźmi i cudowne znaki. Jednocześnie rozpoczyna się Jego droga do Jerozolimy.
W tej drodze nie można już towarzyszyć Jezusowi jedynie jako widz, konieczne jest stanie się Jego uczniem. W ten sposób rozpoczyna się w sposób szczególny formacja Jezusowego ucznia, który powinien dokonywać takich samych wyborów, jak jego Mistrz. Wiara w Jezusa oznacza przyjęcie Jego stylu życia, stylu, który dla wielu wydaje się często niezrozumiały.
W epoce badań, ankiet, plebiscytów popularności i sondaży łatwo możemy się przekonać, jak duże znaczenie w życiu ludzi odgrywa opinia innych. Czasem sami organizujemy sondaż na temat siebie, innych czy wydarzeń: a co o mnie myślisz? dobrze zrobiłem? czy ten wybór był odpowiedni? jak wyglądam? jesteś wierzący? Jezus dziś pyta nas o siebie. Od naszej odpowiedzi, naprawdę wiele zależy.
Gdyby uczniowie posłuchali dziś naszych rozmów, obejrzeli telewizję, przeczytali kilka artykułów w prasie, przejrzeli Internet: co odpowiedzieliby Jezusowi? – Być może, że dla jednych jest zwykłym cieślą. Dla innych autorem wielu mądrych sentencji. Dla jeszcze innych rewolucjonistą albo reformatorem społecznym. Są i tacy, którzy uważają Go po prostu za założyciela chrześcijaństwa. Albo wielkiego proroka. A nawet za pierwszego na świecie feministę.
Wczytując się w Ewangelię można odnieść wrażenie, że odnajdujemy w niej dziś bardzo niepopularne treści! Iść przez życie dźwigając krzyż? Wziąć go dobrowolnie? To co, mam szukać cierpienia, żeby naśladować Jezusa?
Doskonale rozumiem Piotra, że upomniał Mistrza. Niestety solidnie za to oberwał: „Zejdź mi z oczu, szatanie”… Panie Jezu, chyba przesadziłeś… Apostoł troszczy się o ukochanego Nauczyciela, a ten tak ostro wali między oczy… To mi się naprawdę nie podoba. Przecież uczniowie wiedzą, że Jezus jest Mesjaszem, pięknie odpowiedzieli na Jego pytanie, wierzą Mu…
Jak jest z nami? No właśnie, tylko… czy naprawdę wierzymy? Gdyby Piotr miał pełne zaufanie do Jezusa, to pewnie by się tak nie wymądrzał. Z nami jest dokładnie tak samo. Ufamy Bogu? Owszem, pod warunkiem, że wszystko w życiu się dobrze układa. Krzyż? Nie, nie, to nie dla mnie. Cierpienie? Jakież to niesprawiedliwe! Przecież ja nie zasługuję na taką karę za moje grzechy…
No właśnie, czy cierpienie jest karą? Obserwując nasze życie można odnieść wrażenie, że myślimy i postępujemy według stereotypów, w których mówi się o „karze za grzechy”, a także o tym, że „Bóg tak chciał”, co często bywa powtarzane przez gorliwych katolików, zwłaszcza w przypadku doświadczenia niespodziewanej śmierci.
Nic nowego pod słońcem – można by zatem powiedzieć o fake newsach, skoro nawet Pan Bóg musiał się zmierzyć z odrzuceniem, brakiem szczerości, zniewagami i opluciem. Człowiek od zawsze staje przed wyborem między prawdą a kłamstwem, może używać miecza słowa w obronie dobra i w propagowaniu kłamstwa. Nie da się jednak ukryć, że dzięki współczesnym środkom społecznego przekazu celowo rozpowszechniane fałszywe informacje są często trudne do sprostowania i stają się kłamstwem na wielką skalę.
Wierzyć w Boga i wierzyć Bogu – to w naszym życiu nie zawsze idzie w parze. Tym bardziej dziękujmy za przykład życia nowych polskich błogosławionych: bł. Matki Róży Czackiej i bł. kard. Stefana Wyszyńskiego.
ks. Bartosz Mitkiewicz, 12.09.2021r.