Pielgrzymka do Ziemi Świętej czy wycieczka do Izraela i Palestyny? Czy istnieje różnica, a jeśli tak na czym ona polega? Być może nigdy na tym się nie zastanawialiśmy, a może wprost przeciwnie.
Bardzo szybko można rozpoznać pielgrzyma od uczestnika wycieczki. Spojrzenie na sposób w jaki przeżywają pobyt w Ziemi Świętej wskazuje na poczucie różnicy między sacrum i profanum.
Pielgrzym jedzie wewnętrznie usposobiony, pragnie modlitwy, uczestnictwa we Mszy św., spowiedzi. Z pietyzmem nawiedza święte miejsca. Turysta, owszem posłucha, zrobi fotkę, ale co tusz szuka okazji na bazarze, ceni czas wolny – przecież musi poznać kulturę miejsca….
Pielgrzym przyjmie trudy pielgrzymowania i lokalowe niedogodności, wie co to trud, poświęcenie, wymiar pokutny. Jest zdyscyplinowany, ofiarny. Turysta ….?
Wielkim problemem ostatnich lat stało się to, że wielu z nas traktuje Kościół jako instytucję usług religijnych. A wobec instytucji usługowej klient jest kimś z zewnątrz, nawet jeśli jej usługi całkowicie go zadowalają i korzysta z nich stale. Dystans wobec instytucji pogłębia się, jeśli usługi świadczone są byle jak albo jeśli instytucja konkurencyjna potrafi danego klienta obsłużyć lepiej.
Czy nie można połączyć pielgrzymki z ofertą biura podróży? Można, ale lepiej od razu jasno ustalić zasady, co i kiedy. Powiedzieć, że gdy się modlimy to się modlimy razem, a gdy się bawimy to bawimy się razem.
Człowiek nie przeżyje dziś jednego dnia bez korzystania z dziesiątków różnego rodzaju instytucji usługowych. W tym kontekście pokusa, aby i Kościół potraktować jako jedną z takich instytucji, jest zrozumiała, co wcale nie znaczy, że takie traktowanie Kościoła można usprawiedliwić.
Zauważmy jeszcze, że najważniejsze odejście takich ludzi dokonuje się nawet nie wtedy, kiedy oni przestają do kościoła regularnie chodzić, ale już wtedy, kiedy Kościół jest dla nich tylko zewnętrzną instytucją, z której usług się korzysta.
Żeby wszystko było jasne: nie ma nic nagannego w tym, że mam religijne potrzeby i staram się je zaspokajać. Czymś niewłaściwym jest dopiero traktowanie Kościoła jako jedynie instytucję usług religijnych.
A co do samego pytania. Nie ulega wątpliwości, że odejście od regularnego uczestnictwa we Mszy Świętej wiąże się z kryzysem wiary. Ten kryzys mógł się zacząć już wówczas, kiedy ktoś zaczął traktować świątynię jako „stację usług religijnych”. Już wtedy zaczęło się dokonywać w tym człowieku wyobcowanie z Kościoła.
Targowisko, o którym mowa w dzisiejszej Ewangelii, choć bardzo odległe w czasie i dalekie od naszej tradycji (jesteśmy raczej przyzwyczajeni do handlu na rynku), pokazuje, jak bliski jest nam pewien typ mentalności.
Dla pewnej grupy ludzi Kościół jest jedną z wielu instytucji użyteczności publicznej, a parafia typowym punktem usługowym. Zdarza się, że idąc do biura parafialnego, nawet nie pomyślą, że warto byłoby wejść także do kościoła.
Często łączy się to z brakiem związku z Kościołem, ale zdarza się, że dotyka nas także za sprawą mediów, które całkiem niepostrzeżenie uczą zupełnie nowego rodzaju zachowań. Przekonują, że aby osiągnąć własne cele w każdym miejscu, czasie i wobec każdego, można i należy używać tych samych środków. Czy to więc będzie w sklepie, w urzędzie, u lekarza czy w kościele, można odwołać się do tzw. praw obywatelskich, a gdy to nie poskutkuje, postraszyć, że się napisze do gazety, albo sprowadzi telewizję, a w ostateczności zorganizuje blokadę. Wszystko da się jakoś załatwić.
Dzisiejsza Ewangelia pokazuje nam, że „porządek” świata nie zawsze przystaje do spraw Bożych. To, co wypada i jest całkiem naturalne w wielu świeckich miejscach, nijak się ma do tego co Boże.
Wiara domaga się od nas takiej postawy, która nie zawsze idzie w parze z duchem czasu. Z jednej strony trzeba oczywiście wykorzystywać nowe możliwości i cieszyć się postępem w wielu dziedzinach; z drugiej – nie można zapomnieć, że do Boga najłatwiej jest się przybliżyć poprzez pokorę serca, pracę nad sobą, stawianie sobie wciąż nowych i większych wymagań.
ks. Bartosz Mitkiewicz, 07.03.2021