Eleonora z Akwitanii-królowa i niesławna pątniczka do Ziemi Świętej

Zdobycie w 1144 roku przez Turków Edessy, stolicy najwcześniej utworzonego państwa krzyżowców, złowieszczym echem dotarło do Europy. Dla ratowania zagrożonych państw chrześcijańskich na Bliskim Wschodzie papież Eugeniusz III ogłosił kolejną krucjatę, która doszła do skutku w latach 1147-49. Po raz pierwszy udział w niej zadeklarowali koronowani władcy: cesarz Konrad i król Francji Ludwik VII. Temu ostatniemu towarzyszyła jego piękna, rudowłosa żona Eleonora, która również postanowiła „wziąć krzyż”.

Eleonora z Akwitanii, urodzona ok. 1122 roku była kobietą nieprzeciętną, posiadającą hart ducha, przenikliwość i polityczne wyczucie. Jej charakter i daleko posunięta samodzielność przynosiła tyle samo sukcesów co niepowodzeń. Już za życia stała się wzorem władczej i niezależnej kobiety, co budziło respekt, ale jednocześnie przyczyniało jej wielu wrogów.

Dziesięć lat wcześniej, gdy zmarł jej ojciec Wilhelm X, została w wieku 15 lat dziedziczką Akwitanii wraz z kilkoma przynależnymi do niej hrabstwami. To uczyniło ją najbogatszą panną na wydaniu w Europie, dlatego ówczesny król Francji Ludwik VI Gruby, nie tylko chętnie roztoczył nad nią opiekę, ale też szybko doprowadził do jej małżeństwa ze swoim synem Ludwikiem VII.

Ona miała silną osobowość i początkowo wywierała na małżonka silny, chociaż nie zawsze szczęśliwy wpływ. Oboje byli rówieśnikami, ale bardzo różnili się od siebie. Eleonora wychowywała się na dworze, gdzie rozkwitała muzyka i poezja, z tego powodu jej dziad nazywany był Wilhelmem Trubadurem.

Jej ojczystym językiem był język okcytański, odmienny od używanego w Île-de-France. Była wykształcona, znała łacinę i umiała czytać. Jednocześnie jej wykwintne stroje i dość swobodne obyczaje wywoływały konsternację, a nawet zgorszenie na surowym dworze męża. Temu zaś nie brakowało odwagi, ale jak stwierdził Steven Runciman, znawca wypraw krzyżowych, bardziej zasłynął swoją pobożnością niż dowódczymi umiejętnościami.

Królowa mocno wsparła męża w przygotowaniach do krucjaty, dzięki czemu jej akwitańscy wasale stawili się licznie na wyprawę. Z drugiej strony, jej osobiste przygotowania daleko odbiegały od pątniczych wyrzeczeń. Nie zamierzała rezygnować z luksusu, więc zabrała ze sobą klejnoty i stroje oraz cały tłum służących i dwórek bez których nie mogła się obyć. Podobnie postąpiły też inne towarzyszące jej damy jak hrabina z Blois, Flandrii, Tuluzy czy Burgundii.

Kronikarz wyprawy Odon z Deuil krytycznie ocenił udział damskich taborów w wyprawie, gdyż stanowiły one poważny balast utrudniający i opóźniający całą marszrutę. Obwiniał też Eleonorę za wiele niesłusznych decyzji, a także za niesubordynację wojsk akwitańskich, co o mało nie doprowadziło do katastrofy.

Tymczasem między małżonkami zaczęły pojawiać się rozdźwięki, zaś ich pobyt w Antiochii miał doprowadzić do brzemiennego w skutki konfliktu. Samo miasto, jeszcze nie doświadczone niszczycielskim trzęsieniem ziemi z 1170 roku, zachwyciło królową.

Poza tym pobyt w Antiochii przeżywała bardzo emocjonalnie, gdyż panem miasta i księciem był jej stryj Rajmund z Poitiers. Ten kilkanaście lat wcześniej zawitał do Syrii i poślubił dziedziczkę księstwa Konstancję. Chociaż był on starszy od Eleonory o siedemnaście lat, zachował wiele ze swojego młodzieńczego uroku i potrafił oczarować damy swoją dwornością. W jego otoczeniu przebywali Akwitańczycy, dzięki czemu królowa upajała się atmosferą jak z rodzinnego domu. Jednakże jej zażyłość w relacjach ze stryjem wywołała plotki, a te zrodziły zazdrość w sercu Ludwika. Perspektywa militarnej współpracy między nim a księciem runęła. Król nie tylko gwałtownie opuścił Antiochię, ale też siłą zabrał żonę, która pragnęła pozostać na dworze Rajmunda.

Przymuszona przez męża Eleonora nawiedziła u jego boku święte miasto Jerozolimę, podejmowana przez królową Melisandę i jej syna Baldwina III. Następnie zapewne udała się do Akki, gdzie była świadkiem wielkiego zjazdu baronów zarówno Królestwa Jerozolimskiego, jak też tych przybyłych z Europy. Rezultatem odbytej narady wojennej, była niefortunna decyzja zbrojnej wyprawy na Damaszek, co zakończyło się całkowitym niepowodzeniem.

O dalszym postępowaniu królowej Eleonory w tym czasie nie mamy wiele wzmianek. Wiadomo, że oboje królestwo przeczekali zimę w Palestynie, zaś po świętach Wielkanocy w 1149 roku wypłynęli do Francji osobno, każde na oddzielnym statku. Ich wspólna pielgrzymka zamiast przynieść chwalebne owoce, doprowadziła do rozpadu ich małżeństwa.

Można przypuszczać, że postępowanie Eleonory nie zyskało sobie szacunku wśród elit Królestwa Jerozolimskiego. Taką opinię wyraża kronikarz i arcybiskup, Wilhelm z Tyru, który spisywał swoją kronikę czterdzieści lat później. W sposób zawoalowany opisał on konflikt Eleonory z małżonkiem.

Z jednej strony podał powody polityczne wskazując, że książę Rajmund, chciał wykorzystać wojska francuskie do powiększenia własnej domeny, w czym miał poparcie bratanicy, ale to właśnie wzmogło wrogość króla małżonka. Z drugiej strony krytycznie ocenił Eleonorę jako kobietę bardzo lekkomyślną i nieostrożną, która „nie myślała o królewskiej godności, a tym bardziej o kobiecej”. Tak ostre słowa dowodzą, że dawał on wiarę opinii o jej zbyt swobodnym zachowaniu, a nawet o gorszącym romansie z Rajmundem.

Wilhelm otwarcie też stwierdził że Ludwik „pamiętając o zniewadze, jakiej doznał od żony” wystarał się o unieważnienie ich małżeństwa. Tak właściwie sprawa rozwodu trwała dłuższy czas, ale pomimo narodzin córki Alicji oraz mediacji papieża, który chciał pogodzić małżonków, w 1152 roku ogłoszono unieważnienie ich związku. Obie ich córki pozostały pod opieką ojca, zaś do Eleonory wróciła jej dziedziczna Akwitania, którą już sześć tygodni później ofiarowała wraz ze swoją ręką Henrykowi Plantagenetowi i została tym razem królową Anglii.

Znamienne jest to, że Wilhelm ani razu nie wymienił królowej z imienia, zupełnie jakby chciał skazać ją na zapomnienie. To świadczy o jego uprzedzeniu do owej damy, gdyż o innych, których przybycie przyniosło pożytek Królestwu Jerozolimskiemu wypowiadał się z pełnym uznaniem, jak o hrabinach Adelajdzie z Sawony czy Sybilli z Flandrii. W jego opinii exkrólowa Francji nie zasługiwała na takie wyróżnienie.

Tymczasem dla niej samej udział w krucjacie był momentem przełomowym, który zmienił jej życie. Czy jednak dla tej ekscentrycznej kobiety, udział w wyprawie męża był rzeczywiście pielgrzymką czy też raczej ekscytującą przygodą w tajemniczej krainie Lewantu, a w rezultacie tylko epizodem jej bujnego życia? To pozostanie jej tajemnicą, nam pozostaje wzorem historyków snuć własne przypuszczenia i wnioski w tej intrygującej sprawie.

Erwin Jan Kozłowski, 14.06.2021

Previous ArticleNext Article