Dzisiejsza Ewangelia nastręcza kłopotów tłumaczom i słuchaczom. Pojawia się w niej greckie słowo psyche, które w uproszczeniu oznacza duszę, ale również życie. Można by więc przetłumaczyć powyższe zdanie „kto chce zachować swoją duszę”. Równocześnie też pytanie „co da człowiek w zamian za swoją duszę?” można wyrazić słowami „co da człowiek w zamian za swoje życie?”
Dla starożytnych Izraelitów dusza była tym, co ożywia ciało. Co pozwala się ruszać, myśleć, decydować. Jednym słowem: żyć. Dusza – to życie. Nie znali subtelnych rozróżnień na świadomość, psychikę, ani tym bardziej filozoficznych dywagacji o łączeniu i oddzielaniu duszy od ciała. Dla nich liczył się człowiek jako istota żyjąca. Dzisiaj rzadko odwołujemy się do pojęcia „duszy”.
W średniowieczu zastanawiano się, kiedy „dusza” „łączy” się z ciałem. Dziś raczej mówimy o człowieku jako całości i raczej zastanawiamy się, kiedy – w świetle badań naukowych – pojawia się świadomość.
Zamiast pytań o łączenie się duszy z ciałem, uczeni raczej zastanawiają się nad synaptogenezą, czyli – jak wyczytałem w Wikipedii – procesem formowania się synaps, to znaczy połączeń nerwowych, oraz kształtowaniem się układu nerwowego z jego centralnym organem – mózgiem. Może w takim podejściu całościowym jesteśmy bliżsi mentalności ludzi czasów Jezusa?
Co za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?
Kilka tygodni temu ukazał się w telewizji reportaż o człowieku, który kupował dusze. Proponował przypadkowo spotkanym ludziom 5 złotych w zamian za podpisanie cyrografu. Podobno udało mu się namówić sporą liczbę chętnych. Jedni widzieli w tym działania szatańskie, inni ludzką głupotę, jeszcze inni – okazję do zarobienia 5 złotych…
Jedno jest ważne. Zaskakujący happening przedstawiony w reportażu zachęca do refleksji. Jakkolwiek byśmy wyobrażali sobie duszę – czy jako aniołka ze skrzydełkami, czy jako indywidualne uczestnictwo w transcendencji – będąc ludźmi jesteśmy czymś więcej niż tylko ciałem.
Kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Codziennie słyszymy o chrześcijanach, którzy giną z rąk dżihadystów tylko dlatego, że są chrześcijanami. Słowa Ewangelii są nadal aktualne. I obietnica dana przez Jezusa również.
A czy my – ja i ty – możemy odnaleźć się w dzisiejszej Ewangelii? Myślę, że tak. Jezus przychodzi przecież do nas w drugim człowieku. Każda minuta, którą mu poświęcimy, każdy wysiłek, dobre słowo, pomoc – to nasze oddawanie życia samemu Jezusowi.
Antoine de Saint-Exupéry napisał ciekawe zdanie, które może stanowić pointę dzisiejszych rozważań: „Nie spodziewajcie się niczego po człowieku, który pracuje wyłącznie dla potrzeb własnego życia, a nie dla swego trwania w wieczności”.
Niech każdy z nas rozważy w swym sercu te słowa. Pójście za Chrystusem jawi się bowiem jako praca dla królestwa Bożego, którego każdy z nas jest budowniczym, a przynajmniej jest do tego budowania powołany!
ks. Bartosz Mitkiewicz, 30.08.2020