To wyjątkowy moment w każdej wędrówce, podróży czy wytrwałym dążeniu do upatrzonego celu. Gdy oddala się początek, a daleko jeszcze do zakończenia. W przypadku wielu wątpliwości, czy obaw pojawia się pokusa zaprzestania dalszego wędrowania, a groźna siła zniechęcenia może jedynie przyspieszyć ten proces.
Dobrze wiedzą o tej sytuacji odkrywcy, podróżnicy, himalaiści. Wówczas znad horyzontu wędrówki pojawia się zwodnicza myśl o tym, że jest „za wcześnie by wątpić, za późno by marzyć. Ślepi żeglarze bez wiatru i wody ciągle jesteśmy w połowie drogi”.
Gdy człowiek staje na rozdrożu pomiędzy sensem swojego trudu, a przyszłą radością osiągnięcia zamierzonego celu, wówczas stawia istotne pytania: co dalej? Jak postąpić? Co wybrać? Jaki ma sens i wartość włożony trud, poświęcenie? W podobny sposób pyta wierzący człowiek w połowie wielkopostnej drogi.
Popatrzeć właściwie wstecz, ocenić przebyty dystans dotychczasowej drogi od jej początku – to sugeruje nam dzisiaj autor Drugiej Księgi Kronik. W swojej dziejowej retrospekcji związanej z losem narodu wybranego próbuje razem ze swoimi wyznawcami w mądry sposób ocenić przeszłość. A jest ona szczególnie bolesna: pasmo zniszczeń, niewoli, wszelakiego zła, które były następstwem i bezpośrednią konsekwencją złego życia potomków Abrahama.
To spojrzenie w przeszłość ma na celu nie tyle wytykanie po raz kolejny błędów i zaniedbań, co bardziej nauczenie mądrości życia. Polega ona tym, iż naród powinien dostrzec obok Bożej sprawiedliwości także Boże miłosierdzie. Dla ocalenia swych wybranych Bóg może posłużyć się pogańskim królem Cyrusem, może wykorzystać stosowny czas, aby odbudować to, co człowiek zniszczył. Od tego momentu przyszłość jawi się jako świat pełen nadziei.
Wspomina o niej sam Chrystus w rozmowie z żydowskim uczonym Nikodemem. Ukazuje przy tym zasłonięty przed ludzkim wzrokiem odwieczny Boży plan zbawienia człowieka. Syn Człowieczy i Jego misja, którego zwieńczeniem jest wywyższenie poprzez krzyż są niezwykłą wizją przyszłości, która już nadchodzi, staje się i spełnia.
Aby dostąpić chwały trzeba wytrwale podążać drogą światłości, która istnieje już na świecie pomiędzy ludźmi; trzeba wejść w świat wiary, który wynosi człowieka na wyżyny nieba. Wspomina o tym św. Paweł pisząc o Bogu bogatym w miłosierdzie, który dla swoich wybranych przygotował już miejsce w ojczyźnie niebieskiej. Będzie tą drogą podążał tylko ten, kto w pełni zaufał Bogu we wszystkim.
W połowie wielkopostnej drogi pojawia się stosowny czas na głębszą refleksję nad sensem swej życiowej wędrówki. Gdy patrząc wstecz, można jedynie zobaczyć ruiny rodzinnego czy osobistego życia; gdy korzystna wydaje się pokusa ucieczki w świat bezsensu, tym trudniej dostrzec nadzieję, możliwość i szansę odwrócenia wszystkiego, odrodzenia i naprawy.
Gdy poddaje człowiek w wątpliwość swoją przyszłość nie widząc jej dobrego zakończenia, wówczas potrzebne jest to wielkopostne spojrzenie: Bóg tak umiłował świat, mnie samego, że dał swego Syna, aby każdy człowiek mógł poprzez wiarę wytrwale podążać ku ostatecznemu przeznaczeniu na „wyżynach niebieskich”.
Miłosierdzie Boga jest większe niż Jego sprawiedliwość, Boże światło większe niż najgłębsze ciemności ludzkiej nieprawości i grzechu – oto najgłębsze źródło nadziei dla tych, którzy w połowie drogi ustają. Przebić się poprzez mrok zwątpienia dzięki natchnieniom Ducha, aby tym bardziej iść wytrwale ku nadchodzącemu wielkanocnemu porankowi – oto szczególne wyzwanie jakie jawi się w połowie drogi. Uczestnicząc w Eucharystii odkrywajmy piękno wędrowania u boku cierpiącego Chrystusa, które zawsze jest pełne nadziei.
ks. Bartosz Mitkiewicz, 10.03.2024r.