Pielgrzym wjeżdżający na galilejską górę Tabor snuje zapewne refleksje na temat opisanego przez ewangelistów Mateusza, Marka i Łukasza wydarzenia, nazywanego Przemienieniem Pańskim. Jeśli czyni to w blasku wiosennego słońca, patrząc na obsypane śnieżnobiałym kwieciem rosnące tam drzewka migdałowe, myśli z pewnością nie tylko o bajecznym pięknie tego miejsca, lecz także o twarzy Jezusa, która zalśniła wówczas jak słońce, i o Jego szatach, które stały się lśniąco białe.
Kiedy zaś z pewnej odległości spogląda na dwie wieże i wznoszący się między nimi wysoki portal stojącego na szczycie góry kościoła, przypomina sobie prawdopodobnie słowa Piotra: „Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”.
Trzy namioty
To zrozumiałe, że niezwykłość tego przeżycia i piękno tamtego miejsca zachęciły Piotra do wypowiedzenia tych słów. Cóż jednak one znaczą? Święty Łukasz dodaje w tym miejscu: „Nie wiedział bowiem, co mówi”, a w Ewangelii św. Marka czytamy: „Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni”.
Czy wobec tego Piotr mówił, co mu ślina na język przyniosła? Czy ktoś niemalże sparaliżowany strachem może powiedzieć: „Dobrze, że tu jesteśmy”? To zdanie, jak i cała dzisiejsza ewangelia, nie są pozbawione logiki i mówią nam więcej, niż przypuszczamy.
Ukazanie się Mojżesza i Eliasza świadczy o tym, że Jezus jest obiecanym Mesjaszem. Jego to zapowiadały Pisma: Prawo, którego przedstawicielem jest Mojżesz, i Prorocy, których przedstawicielem jest Eliasz. Wymowa tego obrazu jest jednak jeszcze głębsza: Jezus jest tym samym Jahwe, który niegdyś na górze Horeb rozmawiał z tymi dwoma mężami.
Znający ten fakt apostołowie mogli się domyślać, że Jezus jest nie tylko Mesjaszem, lecz samym Bogiem. Dlatego Piotr wyraża gotowość postawienia namiotu, podobnego do tego, który podczas wędrówki Izraela do Ziemi Obiecanej pełnił rolę przybytku, świątyni Boga.
Ale być może Piotr myślał tu jeszcze o czymś innym: Może chciał ustrzec swojego Mistrza przed zapowiedzianą śmiercią. A może chciał jedynie przedłużyć tę piękną, choć napełniającą lękiem wizję?
Któż z nas jeszcze nigdy nie doświadczył czegoś podobnego? Kiedy przeżywamy coś pięknego, chcielibyśmy, żeby już tak na zawsze zostało. Chcemy to od razu uwiecznić, „rozpiąć nad tym namiot”, rozszerzyć przestrzeń szczęścia i gęsto ją „zasiedlić”. Wtedy mówimy: „Będę cię zawsze kochał. Nigdy cię nie opuszczę. Zostaniemy tu na zawsze”.
Któż z nas jeszcze nigdy nie przeżył swojej góry Tabor? Od razu jednak nasuwa się nam inne pytanie: Któż z nas jeszcze nigdy nie cierpiał z tego powodu, że wszystko przemija, że postawione namioty rozpadają się jak domki z kart, że z „zawsze” szybko robi się „niekiedy”, że z góry Tabor trzeba przejść na górę Golgotę. Pozostaje wtedy w nas bolesna tęsknota za tym co wieczne, trwałe, niezniszczalne, pełne światła – to nasza tęsknota za przemianą, za naszym przemienieniem. Któż z nas jeszcze nigdy nie był na Golgocie?
Nasze życie rozgrywa się na tych dwóch górach: na Taborze i na Golgocie. To świat kwitnących drzew migdałowych, pełen wiosennego słońca oraz świat cierni, bólu i mroku. Ale można w nim usłyszeć słowa Jezusa: „Wstańcie, nie lękajcie się!” (Mt 17). Któż z nas jeszcze nigdy nie słyszał tego głosu?
Kiedy zatem – niczym doktor Faust z poematu Goethego – mówimy na naszym Taborze: „Trwaj chwilo, tak piękna jesteś”, i kiedy z własnym krzyżem wchodzimy na Golgotę, wsłuchujmy się w ten głos. Potwierdza go sam Bóg, mówiąc:
„To jest mój Syn wybrany, Jego słuchajcie”. On nas przemieni.
ks. Bartosz Mitkiewicz, 13.03.2022r.