Słowa uderzają w uszy, nie dotykając serca. Prawdą jest, że język chrześcijańskiego przekazu nie współgra już z tym, który zdominował przestrzeń publiczną. Wielu chciałoby przyjąć prawdy Ewangelii po obniżonej cenie. Łatwo używa się języka konformistycznego, bezkrytycznego wobec fenomenów epoki z obawy, by nie zranić klienta, ale to nie jest ewangelizacja, lecz wpisywanie się w gust opinii publicznej.
W przekonaniu wielu dzisiejszych konsumentów życia religijnego Kościół winien schlebiać ludzkim dążeniom do spokojnego życia, przyjaźni i świętego spokoju, w żadnym wypadku nie ingerując w ich wewnętrzną strukturę przekonań i upodobań. W tym kontekście przyglądnijmy się dzisiejszej Liturgii Słowa.
Nie wiemy, dlaczego ewangeliczny bohater przyszedł do Jezusa, aby go prosić o pomoc. Ludzie jego czasów często przychodzili do rabinów w celu rozwikłania zagadnień prawnych. Sprawa spadku zagadnieniem prawnym też w jakimś stopniu była – według prawa najstarszy syn otrzymywał zawsze podwójną część dziedzictwa względem pozostałych.
Może więc człowiek przychodzący do Jezusa chciał się poskarżyć na niesprawiedliwość brata, a może sam był nieporadny i potrzebował pomocy kogoś, kto ma jakiś autorytet. Tak czy inaczej spotkał się z dość niespodziewaną reakcją Jezusa. Nie dość, że Jezus nie załatwił jego sprawy, to jeszcze wygłosił On naukę, w świetle której proszący o pomoc jawił się jako ktoś chciwy.
Jezus przestrzega jego i wszystkich towarzyszących mu: „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia”.
Ten fragment ma dla mnie – w tym kontekście – dwie ważne przestrzenie znaczeniowe. Pierwsza z nich dotyczy naszego zwracania się do Pana Jezusa z naszymi sprawami. Z czym przychodzimy? Czy nie są to czasem tylko jakieś nasze zachcianki, pragnienia, może chciwość nawet? I jak przychodzimy, z jakim nastawieniem? Wszak Pan Bóg nie jest automatem do spełniania życzeń, kimś, kto ma nam po prostu coś załatwić, albo zrobić coś za nas.
Odnieśmy się do popularnej współcześnie modlitwy o. Dolindo, w której jest to słynne wezwanie: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Przy całej wartości tej modlitwy zaufania, należy przestrzec przed niewłaściwym rozumieniem tej modlitwy, w przypadku, gdy prowadzi ona do bezsilności i bezczynności: „Pan Jezus się tym zajmie, to ja już nie muszę niczego robić”.
Oczywiście istota modlitwy jest inna. Ona ma być spotkaniem, rozmową, zaangażowaniem, szukaniem wskazówki, słuchaniem – prowadzącym do życiowej praktyki. Modlitwa w imię Jezusa ma pomóc rozpoznać wolę Bożą, ale to ja muszę ją wypełnić. Bóg na pewno chce mi wiele dać, bo przecież szalenie mnie kocha, ale żebym mógł w pełni dostrzec i wykorzystać Jego dary, muszę najpierw zaangażować się w życie zgodne z Jego przykazaniami. Wtedy przekonam się, że Bóg „działa” nie tylko poprzez jakieś spektakularne interwencje, ale także w codzienności, „prowadząc mnie po właściwych ścieżkach”.
Ze wszystkim możemy więc przyjść do Boga, prosić, by „On się tym zajął”, ale trzeba jeszcze, żebyśmy wsłuchali się w Jego głos, bo wtedy jest szansa, że odkryjemy, co tak naprawdę jest ważne.
Ewangelia prowadzi mnie dzisiaj do jeszcze jednej refleksji. Człowiek przychodzi do Jezusa, aby się za nim wstawił, aby pomógł mu w jego interesach. Może warto zastanowić się, czy nieraz nie chcemy wykorzystać osoby Jezusa do osiągnięcia jakiegoś sukcesu czy korzyści.
Można się bowiem nieraz chwalić swoją wiarą, rzekomą relacją z Jezusem, wykorzystywać Jego słowa, ale tylko po to, żeby przez innych być lepiej ocenionym, aby zdobyć czyjeś zaufanie, a nawet – aby na tym zarobić. W każdym przypadku można by niestety znaleźć wiele przykładów, także wśród tych, którzy mienią się „ludźmi Kościoła”.
Niech więc Ewangelia pomaga nam zwracać się do Boga z ufnością i w prawdzie. I niech nam przypomni, że On, który wszystko może nam dać, nade wszystko chce dać nam wieczne życie. Pewnie nam, w naszych codziennych sprawach właśnie o tym wiecznym życiu trzeba więcej myśleć.
ks. Bartosz Mitkiewicz, 31.07.2022r.