Pamiętam jak na jednym z egzaminów w seminarium ks. profesor pytał nas podchwytliwie: „W jaki sposób przyjaciele rozebrali dach, by postawić przed Jezusem sparaliżowanego człowieka?” Odpowiedź była prosta, domy budowane wówczas w Izraelu nie posiadały wówczas wielu kondygnacji, a stropy zrobione były z lekkich materiałów.
Izraelskie domy (z cegły mułowej) … budowane były na planie prostokąta lub kwadratu. Pośrodku znajdował się dziedziniec (na którym toczyło się dzienne życie) z dostawionymi z 3 stron pomieszczeniami mieszkalnymi. Dziedziniec nie był zadaszony (chyba, że była to część przeznaczona dla zwierząt lub jako warsztat). Pomieszczenia mieszkalne w dachach miały otwory … więc za dużo to się tej cegły nie nakruszyli.
Dziś w Ewangelii słyszymy o Chrystusie, który pomimo zamkniętych drzwi wchodzi do jerozolimskiego Wieczernika, w którym zebrani są przestraszeni Apostołowie. Myśląc ludzkimi kategoriami możemy zapytać jak On to zrobił? Czy zburzył ścianę, a może znał jakieś tajemne wejście? Może będąc duchem, zjawą potrafi przenikać ściany?
Niewiara św. Tomasza, staje się dla nas ratunkiem i rozwiewa nasze wątpliwości. Zmartwychwstały Chrystus to prawdziwy, żywy człowiek: z prawdziwym uwielbionym ciałem i duszą. Chrystus udowadnia, że prawdziwie był i jest oczekiwanym Mesjaszem i umacnia Apostołów tchnieniem Ducha Świętego, wlewa w ich serca pokój i radość.
Opisana sytuacja wciąż się powtarza. Niestety nadal w dobie pandemii wielu z nas jej doświadcza. Dzieje się tak, kiedy zamykamy nie tylko nasze domy, sklepy, lecz także nasze serca i sumienia. Tłumaczymy sobie, że to z obawy, by ktoś nie wyśmiał naszej pobożności, albo dowodzimy jak to my zostaliśmy opuszczeni i zapomniani przez Boga.
Zamykamy się w swojej skorupie i przestraszeni żyjemy w niepewności. Na szczęście w tym momencie, przychodzi do nas Chrystus ze Swoim orędziem o Bożym Miłosierdziu. Bardzo konkretnie! Zaprasza nas byśmy skorzystali z Sakramentu Pokuty i Pojednania. Zachęca by poprzez modlitwę: chociażby słowami Koronki, zawierzyć Ojcu wszystkie nasze troski i sprawy. Ileż nadziei zawierają w sobie słowa: „Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli” i nasza dzisiejsza odpowiedź: Jezu ufam Tobie!
W ostatni piątek czytaliśmy ostatni rozdział Ewangelii św. Jana. Oto Apostołowie, ciągle przerażeni swoją sytuacją po śmierci Jezusa, poszli łowić ryby, do swoich nieszczęść dołożyli i to, że nic nie złowili. O świcie na brzegu staje Jezus i pyta: Dzieci, czy macie coś na posiłek? Nie rozpoznają Go, owszem słyszeli już, że ponoć zmartwychwstał, ale gdyby do nich przyszedł nie mówił by – dzieci, najpewniej i słusznie powinien zapytać oto dlaczego stchórzyli, dlaczego Go opuścili.
Jezus nic takiego nie robi. Przecież normalnie powinien wygłosić teraz jakąś mowę o marności tego świata, raz jeszcze powtórzyć wezwanie do walki o Królestwo niebieskie. A On zmartwychwstały Pan smaży rybę i łamie chleb dla jedenastu winowajców. Czy to możliwe, aby Jezus by tak dobry? Aż tak ?! A czy podobnie nie wyglądało spotkanie z Tomaszem?
Taki jest Jezus. Taki jest Bóg. Nie kocha idei doskonałego człowieka, ale kocha konkretnego człowieka z jego głodem i niedoskonałościami duszy i ciała. Może kiedyś strasznie narozrabiamy, zdradzimy, uciekniemy, zaprzemy się, jednak po tym wszystkim możemy być pewni, On zacznie z nami rozmowę właśnie tak: Dziecko, nie zjadłbyś czegoś?
ks. Bartosz Mitkiewicz, 24.04.2022r.