W latach 1950-70, na bazie psychologii humanistycznej, w nurcie rewolucji obyczajowej powstały różne teorie i praktyki pedagogiczne określane po polsku mianem „bezstresowego wychowania” lub „wychowania bez granic”. Zbiór tych zasad miał pomóc rodzicom w odpowiednim wychowaniu ich dzieci. Specjaliści od wychowania trudzili się, by zaproponować rodzicom, jak najlepsze metody i rozwiązania. Powstało wiele publikacji i artykułów, dotyczących tej kwestii. Co z tego wyszło w praktyce? Odniosłem się do tego zjawiska, by nakreślić pewne tło i pomóc nam zrozumieć Bożą pedagogię.
Wychowanie jest procesem, który ma doprowadzić człowieka do osiągnięcia dojrzałości, do umiejętności podejmowania życiowych decyzji, do zdolności do daru z siebie. Zatem celem tego procesu nie jest osiągnięcie przyjemności, lecz umiejętności znoszenia pewnych niedogodności. Te niewygody są drobną ceną w porównaniu ze szczęśliwym życiem, które przygotowują. Autor Listu do Hebrajczyków używa porównania do rodzicielskiego karcenia, by mówić o oczyszczeniu, koniecznym etapie chrześcijańskiego życia. To porównanie pomaga nam dostrzec, że wszystkie trudności życia pomagają nam się hartować w miłości, wzrastać w gorliwości i w pragnieniu nieba. Dlatego mogą stać się nawet powodem do radości, jak przekonują nas również apostołowie.
Prorok Izajasz powiedział nam dzisiaj, że wszyscy jesteśmy powołani do zbawienia. „Z wszelkich narodów przyprowadzą w ofierze dla Pana wszystkich waszych braci, na koniach, na wozach, w lektykach, na mułach i na dromaderach, na moją świętą górę w Jerozolimie”. Pan Bóg na różne sposoby chce nam pomóc w osiągnięciu tego daru, który został nam wysłużony przez Jezusa Chrystusa, kiedy umarł na krzyżu. I pomagając nam, Bóg będzie używał różnych metod.
Spoglądając na dzisiejsze czytania z pewnością zauważyliśmy, iż Bogu obce jest „bezstresowe” traktowanie człowieka. Autor listu do Hebrajczyków, przywołując Księgę Przysłów mówi: „Synu mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo tego Pan miłuje, kogo karze, chłoszcze każdego, którego za syna przyjmuje”.
I potwierdzenie tego sposobu wychowania narodu wybranego widzimy na kartach Starego Testamentu. Nasz Bóg jest Bogiem miłosiernym i kochającym, ale zarazem wymagającym i sprawiedliwym. „Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił?”. W podobnym tonie wypowiada się autor Apokalipsy: „Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się! Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną”.
Podobną pedagogię stosuje Chrystus w Ewangelii. „Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi”. Królestwo Boże jest dla wszystkich, ale potrzeba określonego wysiłku i współpracy z łaską Bożą, by do niego się dostać. I pewnie każdy z nas, kto poważnie traktuje życie duchowe, odkrył już tę prawdę. Ktoś mógłby powiedzieć, że czasem metody Pana Boga są bardzo szorstkie (np. poważny wypadek samochodowy albo nagła śmierć kogoś, kogo kochaliśmy). Prawdą jest, że nie wszystko człowiek rozumie i nie wszystko jest na początku łatwe. Często potrzeba czasu byśmy zrozumieli i poukładali fakty.
Potrzeba też nieustannego wołania o Ducha Świętego. Dla nas chrześcijan, będzie On wspaniałym przewodnikiem i „formatorem” naszych serc. Wsłuchując się w Jego natchnienia i otwierając na Jego dary i charyzmaty, będziemy mogli zrealizować jeszcze owocniej nasze zadania. Ile to razy wydarzenia z przeszłości dopiero po latach nabrały sensu. Jedno jest pewne. Nie ma rozwoju życia duchowego bez oddania się Panu Bogu na wychowanie. On poprzez konkretne sytuacje naszego życia i poprzez konkretne osoby, będzie kształtował nasze serca i nasze życie wewnętrzne tak, by doprowadzić nas do zbawienia. I wydaje się, że to normalny sposób działania i pomagania człowiekowi.
Spójrzmy na człowieka przygotowującego się do bycia lekarzem lub księdzem. Musi on zdobyć określoną wiedzę i przejść właściwą formację. Trud i wysiłek studiowania, włożony w przygotowanie do przyszłych zadań, przyniesie konkretne owoce w postaci dobrej diagnozy i wyleczenia pacjenta w przypadku lekarza lub rozwoju życia duchowego, tych którzy pragną głębokiej relacji z Bogiem, w przypadku księdza. Osobiście bałbym się takich księży czy lekarzy, którzy nie są dobrze przygotowani do wykonywania swojej profesji.
Kropkę nad i niech postawi św. Jan Pawel II: „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali (…). Każdy z was znajduje też w życiu jakieś swoje «Westerplatte». Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie – jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba «utrzymać» i «obronić», tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić – dla siebie i dla innych”.
ks. Bartosz Mitkiewicz, 21.08.2022r.