Słowo na niedzielę: Kłamstwo

Kłamstwo. Tak łatwo czasem pada z naszych ust. Nie zastanawiamy się nad tym, co mówimy i konsekwencjami naszego zachowania. Tak mi jest wygodniej, tak mi się powiedziało. Jakoś to będzie, a jeśli nawet kogoś skrzywdziłem, wprowadziłem w błąd, no cóż takie jest życie. Niech drugi się pilnuje i na drugi raz nie wierzy we wszystko, co mu się mówi.

I tak płynie rzeka oszczerstw, kłamstw, różnych historyjek, które dotykają do żywego. Ale nie ma przed nimi obrony, bo przecież ludzkich ust się nie zamknie. W kościele jestem pobożny, wyznaję moją wiarę, ale kiedy minie cotygodniowa Msza Święta, ta godzina oddana Bogu, to reszta jest już moja. Niedziela dla Boga, reszta dla mnie. Oddałem Bogu to, co muszę, co należy. Reszta moja. To jest moje życie i moja sprawa.

Często, kiedy patrzymy na nasz świat, to zauważamy dziwną prawidłowość. Oto mówimy, że jesteśmy wierzący. Deklarujemy, że Bóg, wiara, krzyż są dla nas ważne. Jednocześnie swoim życiem przeczymy tym zapewnieniom. No, ale cóż, takie jest życie. Kto dziś jest słaby, kto zważa na zasady moralne, kto stara się szanować innych, sam jest deptany i nie przebije się. Zostanie sam na marginesie.

Może i tak. Może wierność przykazaniom i Bogu jest dla nas ograniczeniem w zdobywaniu tego świata. Ale na pewno jest wielkim dobrodziejstwem, bo wieczorem nie wstydzisz się spojrzeć w lustro. Nie wstydzisz się przed żoną, mężem, dziećmi tego, co zrobiłeś i powiedziałeś. To się liczy. To jest naprawdę ważne w życiu. A przecież można, będąc prawdomównym osiągnąć sukces, można godnie żyć nie niszcząc innych, bez nieustannej walki, po trupach do celu. Trzeba tylko chcieć i starać się. Bo przyjdzie taki dzień, że to wszystko zostawisz i nie będzie się liczyło ile miałeś, ale jakim człowiekiem byłeś. Jezus mówi: „Nie możecie służyć Bogu i mamonie”.

Kłamstwo wdziera się w nasze życie i gości w nim nieustannie. Wypowiedzi polityków, publicystów, czasem natrętnych sprzedawców, osób, które chcą zrobić na nas interes. Jest to coś normalnego. Ale czy aby na pewno? Czy musimy żyć w takim świecie, gdzie nie wiesz, kiedy słowa, które słyszysz na pewno są prawdziwe? Ale jeśli chcę zmiany, to najpierw muszę zacząć od siebie. To ja mam być prawdomówny. Nawet wtedy, kiedy to mnie kosztuje, kiedy związane jest z konsekwencjami.

Dlatego popatrzmy na nasze rodziny, na nasze rozmowy. Ile w nich jest prawdy, szczerości? A ile tylko okrągłych słówek, które miłe dla ucha, nie pokazują prawdy? Popatrzmy na nasze sąsiedztwa. Czy to nie tylko fasada życzliwości, za którymi kryje się zazdrość, zawiść, czasem niesłuszne pretensje? Popatrzmy na nasze miejsca pracy. Czy zawsze jesteśmy w naszych rozmowach, naszych wypowiedziach, osądach szczerzy? Czy może naszym głównym pragnieniem jest ukrywanie swoich intencji, aby się nie wydało, co tak naprawdę myślimy?

Można żyć w kłamstwie. Można stale okłamywać innych, nawet najbliższych sobie ludzi. Ale zawsze trzeba mieć świadomość, że przez to krzywdzimy drugiego człowieka. Przez to ograbiamy siebie z godności. Pokazujemy, iż nie warto nam ufać i wierzyć. Bo nigdy nie wiadomo, czy ten, który często kłamie, teraz mówi prawdę. Mówić zawsze prawdę nie jest łatwo, bo kłamstwem usprawiedliwiamy się z naszych nieprawości i zdrad. Jednak dzisiejsze słowa Jezusa są jednoznaczne: „Nie możecie służyć Bogu i mamonie”.

Kłamać możemy innych, ale także siebie i zdałoby się Pana Boga. Bo przecież to ja sam mogę decydować o tym, czy coś jest dobre, albo złe. To ja sam decyduję, czy mój czyn jest grzechem, czy tylko potknięciem, czy może czymś zupełnie normalnym. Jestem przecież wolny. W ten sposób okłamuję siebie, bo udaję, że to ja ustanawiam prawa moralności, to ja sam piszę na nowo mój własny dekalog. A przy tym okłamuję Pana Boga, kiedy w spowiedzi świętej omijam pewne grzechy, które dla mnie nie są grzechami. Bo przecież tak wszyscy robią, bo proszę księdza taki jest świat, bo tak mi wygodniej, bo Kościół i Bóg się myli.

Okłamujemy sami siebie, kiedy bez spowiedzi przystępujemy do Komunii św., bo ja nie grzeszę. Grzech zaś jest wynikiem mojego czynu. Nawet wtedy, kiedy nie chcę się do niego przyznać, on jest i ciąży na moim sumieniu. Jedynym lekarstwem jest szczera spowiedź, a nie unikanie tego tematu i życie jakby go nie było. To nie ja decyduję o tym, co jest dobre lub złe.

Jest to wielka pokusa by samemu układać zasady życia, by samemu mówić, co dobre a co złe. Jednak taka droga do niczego nie prowadzi. Bo jesteśmy tylko ludźmi i grzeszymy, i mylimy się często w naszych sądach. Dzisiejsze słowa Jezusa: „Nie możecie służyć Bogu i mamonie”, nie są łatwe, wymagają od nas poświęcenia, pracy nad sobą. Wymagają trudu i ponoszenia konsekwencji swoich czynów. Czy więc warto trudzić się, kiedy wokoło życie płynie i świat nie przejmuje się słowami Boga?

Choć trzeba nam każdego dnia zmagać się z życiem i walczyć o chleb powszedni, to nie wolno nam zapomnieć o tym, że to wszystko kiedyś przeminie i wtedy będzie się liczyć tylko prawda. Prawda o tobie i o mnie. Prawda o moim życiu. Prawda o moich czynach, o mojej miłości dla bliskich, o mojej religijności. O moich spowiedziach i całym moim życiu. I nic już wtedy nie da się ukryć. Nie da się zatuszować, bo staniemy z Bogiem twarzą w twarz. Zastanówmy się więc, czy warto w życiu kłamać, bo Jezus nas ostrzega: „Nie możecie służyć Bogu i mamonie”, a na innym miejscu mówi: „Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli”.

ks. Bartosz Mitkiewicz, 18.09.2022r.

Previous ArticleNext Article