Czytając słowo Boże, a nade wszystko Nowy Testament, dostrzegamy powtarzające się często wezwanie, zachętę czy przykład radykalnego postępowania we własnym życiu. Postacią prezentującą to bardzo wyraźnie jest niewątpliwie Jezus Chrystus. Jego nauczanie, choć zawsze pełne miłości, bywa trudne, ponieważ często stawia przed człowiekiem wysokie oraz – być może – zaskakujące wręcz wymagania.
Chrystus w tym, co mówił i robił okazywał dużą odwagę. On nie bał się mówić rzeczy niewygodnych, niepopularnych, „niepoprawnych politycznie”, a wręcz szokujących czy oburzających. Miłość nieprzyjaciół, życie bezżenne, oddzielenie spraw Bożych od ludzkich, bardziej rygorystyczna interpretacja Dekalogu – każda z tych rzeczy mogła wydawać się czymś dziwnym, a może nawet paradoksalnym.
Podobnie mogło być w przypadku zachęty do przebaczania bliźniemu po wielokroć, „nie siedem, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy”, którą usłyszeć można w dzisiejszej ewangelii. To określenie Jezusa można traktować jako wezwanie: „przebaczaj zawsze, ilekroć bliźni przeciwko tobie zawini”.
Usłyszawszy pierwsze z odczytanych dziś czytań, dostrzegamy, że już w czasach starotestamentalnych zemsta oraz noszenie w sercu urazy było postrzegane jako niezgodne z wolą Jahwe. Ale dopiero w czasach Nowego Przymierza Jezus wypowiedział to w sposób tak dobitny.
Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom…
W sposób oczywisty przypowieść o nielitościwym dłużniku odwołuje nas do słów Modlitwy Pańskiej. Wśród siedmiu próśb w niej zawartych, tylko jedna wyróżnia się na tle innych tym, że dołączona do niej jest argumentacja, dlaczego właśnie owa prośba miałaby być wysłuchana przez Boga Ojca. Prośba ta: „i odpuść nam nasze winy”, od razu połączona zostaje z relacją o tym, że także my – dzieci Jedynego Boga – „odpuszczamy naszym winowajcom”.
Modlitwa Ojcze nasz jest tą, której nauczył nas sam Syn Boży. Trudno zatem jakkolwiek podawać w wątpliwość kwestię jej trafności czy adekwatności. Chrystus, który zna Ojca najlepiej, wie w jaki sposób nasz Stwórca odbiera naszą modlitwę. To, że do prośby o odpuszczenie win dołączył także zapewnienie o miłosiernym postępowaniu także przez nas samych, nie może oznaczać niczego innego, jak tylko tego, że odpuszczanie bliźnim ich przewinień przez nas samych: po pierwsze – upodabnia nas do Pana Boga; po drugie – czyni nas godnymi otrzymania łaski przebaczenia win.
W Ewangelii według św. Mateusza, Chrystus wypowiadając modlitwę Ojcze nasz, nieco wcześniej podaje swoim słuchaczom treść ośmiu błogosławieństw, m.in.: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”.
To opłaca się zawsze!
Noszona w sercu uraza do drugiego człowieka, niezabliźniona rana czy jakiekolwiek inne poczucie zawodu, bywają bardzo silne i niekiedy trudne do usunięcia, zwłaszcza wtedy, gdy nasza krzywda była wyjątkowo niesprawiedliwa.
Tymczasem przebaczenie nie jest tym samym co zapomnienie. Nie jest ono nawet pozbawieniem się „na siłę” negatywnych uczuć do danej osoby. Przebaczenie jest jednak rezygnacją z wszelkiej zemsty, jest odstąpieniem od czynienia wyrzutów bliźniemu. Jest ono aktem wielkiej miłości, a także wielkiej pokory.
Niemniej jednak nigdy nie pozostaje ono bez znaczenia dla tego, który przebacza. Miłosierdzie jest tym, co przynosi pokój, ulgę, radość i pogodę ducha. A w dalszej perspektywie, w perspektywie wieczności, obietnicę dostąpienia miłosierdzia ze strony Boga.
ks. Bartosz Mitkiewicz, 17.09.2023r.