Słowo na niedzielę: Idąc sam pójdziesz szybciej, idąc razem dojdziesz dalej

Zasady są potrzebne. Wie o tym każdy rozsądny człowiek. Potrzebujemy zasad, by dobrze korzystać ze sprzętu elektronicznego, konieczny jest regulamin szkoły, który będzie regulował prawa i obowiązki uczniów i nauczycieli.

Na początku drogi, jesteśmy jeszcze w stanie zaakceptować, że pewne rzeczy są niedoprecyzowane i trzeba je robić „na wyczucie”. Jednak im dłużej czymś się zajmujemy, oczekujemy pewnej regulacji w postaci „reguł gry”. O tej rzeczywistości słyszymy w odczytanej liturgii słowa.

W Księdze proroka Amosa mamy opisaną próbę przekonania Amosa do tego, by zaczął prorokować w Betel. Ten nie przyjmuje tego z entuzjazmem, ponieważ uważa, że jest osobą niekompetentną. Ciągle pamięta, czym zajmował się przed rozmową z Panem Bogiem. Pasterska przeszłość jest dla niego balastem. Czuje, że potrafi tylko dobrze wypasać owce i nacinać sykomory.

W jego mniemaniu prorokującymi w innych krajach mogą być tylko wykwalifikowani prorocy, albo co najwyżej ich uczniowie. Patrząc na swoje życie wyciąga wniosek, że Bóg chce, by głosił On tylko w narodzie izraelskim.

Obawy proroka Amosa opisują niepewności, które pojawiają się w naszym życiu. Twierdzimy, że nasz kontakt ze słowem Bożym i głoszenie go ma mocno zakreślone granice. Nie wierzymy, że Bóg mógłby takich jak my, powołać do czegoś większego. Nasze serce przyjmuje tylko ludzkie zasady postępowania, a nie otwiera się na to, co rzeczywiście chce nam zaproponować Bóg. Zbyt często zatrzymujemy się na pierwszym usłyszanym słowie i nie chcemy iść dalej, w głąb.

Ograniczamy Boże działanie w naszym życiu, zakładając, że więcej już nie wypada, albo po prostu nie damy rady. Zapominamy o tym, co tak pięknie wyraził autor Listu do Efezjan: „istniejemy ku chwale Jego majestatu”. Uświadomienie tego wiele zmienia. Chrześcijaństwo można, i nawet trzeba przeżywać z rozmachem. Bóg prowadzi nas drogą, która nakłania nas do coraz większego zaangażowania w wieź z Wszechmogącym. Niech nasze spojrzenie na wiarę będzie wspaniałomyślne i otwarte na swego typu przygodę. Bo życie z Bogiem jest największą przygodą naszego życia!

W odczytanym fragmencie Markowej Ewangelii dowiadujemy się, że Jezus bardzo precyzyjnie omawiał zasady ewangelizacyjnej przygody, którą przygotował dla swoich uczniów. Po czasie prywatnych nauk, zachęcał ich do tego, by robili coś więcej, niż tylko, to co zaproponował im podczas samego powołania. Aby nie było to skostniałe, wyjawił im ciekawe zasady, które poszerzały ich horyzonty. Rozważmy jedną z nich i zobaczmy, jak wiele może zmienić w naszym rozumieniu podążania za Chrystusem.

Po pierwsze, Jezus wysyłał uczniów po dwóch. Może to trochę dziwić. Przecież jakby szli pojedynczo, to dotarliby do większej ilości miejsc. Czy Jezus nie chciał, by jak największa liczba osób usłyszała Ewangelię? Oczywiście, że chciał, lecz wybrał mniejszy zasięg, ponieważ wiedział, że wtedy słowo Boże trafi do ludzi w lepszej jakości. Tylko pozostaje pytanie, jak zwiększenie grupy ewangelizacyjnej tylko o jedną osobę, czasami nawet słabszą od tej pierwszej, miało zapewnić lepsze środowisko dla głoszenia Dobrej Nowiny?

Wytłumaczenie jest proste. Nie chodziło tutaj o sprawność głoszenia, tylko o wspólnotę. Inaczej odczuwa się sukcesy i porażki, gdy jest ktoś obok do którego można otworzyć usta, by podzielić się tym, co się przeżywa, a inaczej gdy ze wszystkim, trzeba być samemu. Wtedy sukcesy mocniej wbijają w pychę, a przeciwności wydają się nie do udźwignięcia. Posyłanie po dwóch pokazuje nam, że chrześcijanin bez wspólnoty niewiele zdziała. Będzie chorągiewką na wietrze, która przy byle podmuchu może tracić stabilność i nie wiedzieć, w którą unosić się stronę.

ks. Bartosz Mitkiewicz, 14.07.2024r.

Previous ArticleNext Article