„Idźcie i starajcie się zrozumieć”. Taką odpowiedź daje Jezus faryzeuszom. Jego postępowania dla wielu wydawało się niezrozumiałe. Dlaczego powołał Mateusza, wzgardzonego przez przyzwoitych ludzi. Na domiar złego zasiadał do stołu w szemranym towarzystwie jego znajomych? Dlaczego zachowuje się w sposób tak prowokacyjny, drażniąc ich, pobożnych, którzy przecież starają się gorliwie wypełniać przepisy prawa Bożego?
Takich prowokacji jest na kartach Ewangelii bardzo wiele. Jezus zdaje się gloryfikować tych, którzy nie mieszczą się w ramkach ustalonych przez sprawiedliwych. No tak, ale czym są dziś te ramki, kogo można, a kogo lepiej w nie, nie wkładać?
Każdego człowieka – każdego katolika – określa kultura osobista i dobre wychowanie. Dotyczy to również tak wyjątkowego miejsca, jakim jest świątynia – kościół. Dla nas, katolików, Dom Boży to miejsce, gdzie przebywa Chrystus w Sakramencie Miłości. Tu przychodzimy przecież, by wielbić Boga – a nie Go obrażać! I tworzyć wspólnotę, a nie złowrogo patrzeć jeden na drugiego. Jesteśmy więc odpowiedzialni za poziom naszej wiary i za siebie nawzajem.
Do poradni rodzinnej przyszedł kiedyś list od młodej matki: „Chcemy nasze dziecko wychować w wierze. Niestety, dwuletnia Ania nie potrafi spokojnie usiedzieć w ławce. Biega, czasami głośno mówi i nie zwraca uwagi na nasze prośby”. Tego typu sytuacje często można spotkać w naszych kościołach. Małe dziecko staje się obiektem zainteresowania wszystkich obecnych na liturgii. Zadowolona mama czy tata nie reaguje, dumna, że wszyscy patrzą na jej pociechę. W tym momencie kazanie, czy inne części Mszy odchodzą na dalszy plan, bo dzieje się coś ciekawszego.
Powiedzmy jasno: skoro dziecko potrafi uczyć się już w przedszkolu obcych języków, pracy w grupie i umie być w określonym czasie zdyscyplinowane, skupione – nie wolno w świątyni rezygnować ze stawiania milusińskim wymagań. Dobrze ilustruje to znana na Górnym Śląsku anegdota:
Spotyka się dwóch górników po pracy, którzy chwalą się wyczynami swoich synów: – Wiesz, jak mój mały potrafi już kląć? – A ile ma lat? – pyta kolega.
– No, już cztery! – A modlić się umie? – pyta dociekliwie kolega. – Coś ty – takie małe dziecko?
No więc jak? Jest cudowne i takie mądre, a nie potrafi zająć się czymś przez 45 minut? No, potrafi… Tyle czasu zajmuje mu budowanie z klocków, oglądanie kreskówek. Czyżby rodzice nie znali możliwości własnego dziecka, albo nie stawiali mu żadnych wymagań? I o to mniej więcej chodzi. Bo świątynia to nie kino, gdzie je się popcorn i popija colą. A i tam to chyba nie zawsze wypada… Msza św. to nie teatr jednego aktora. I nie miejsce, gdzie się kuca, jak przy zbieraniu truskawek na działce, nie dbając o estetykę i bezpieczeństwo, zamiast klęknąć na dwa kolana.
Na jednym z forów internetowych ktoś napisał całkiem ciekawe spostrzeżenie: „Mówicie, że nikt nie zwraca uwagi małym dzieciom gadającym w kościelnej ławce. A co ze starszymi kobietami, które niejednokrotnie zachowują się nie lepiej? Ostatnio za mną siedziały dwie staruszki, które ledwo chodziły i gadały przez całą Mszę komentowały wszystko i rozpychały się. Czy ja, młoda osoba, mogę zwrócić takiej uwagę?”.
Chyba każdemu z nas przydadzą się te słowa Pana Jezusa: Idźcie i ochłońcie, pozwólcie opaść emocjom i dopuście do głosu słowo Boże, które przecież znacie i szanujecie.
Za kilka dni wakacje szkolne i okres urlopów – to także szczególny czas, w którym należy pamiętać o najważniejszym spotkaniu tygodnia – o Mszy Świętej.
ks. Bartosz Mitkiewicz, 11.06.2023r.