Można patrzeć i nie widzieć, można słuchać i nie słyszeć, można słyszeć i widzieć, a mimo to być ślepym i głuchym wewnętrznie na to, co się widzi i słyszy. I tak jest chyba w wypadku wielu współczesnych zobojętniałych katolików. Tak chyba zresztą było i w wypadku Apostołów; Piotra, Jana i Jakuba, którzy byli przecież świadkami niezwykłego wydarzenia, widzieli i słyszeli, a przecież nie zrozumieli i nie rozumieli jeszcze bardzo długo.
„Dobrze, że tu jesteśmy …” – mówi Piotr w zachwycie. „Zostańmy tutaj, bo tak nam tu dobrze”. Jakże wielu dzisiejszych katolików szuka w religii tylko takich właśnie zachwytów i uniesień? Ale kiedy przychodzą chwile próby ich wiary, kiedy trzeba zdać egzamin moralny z głębi tego, w co wierzą, to tak szybko zapominają o zachwytach i są zdziwieni, uciekają, odchodzą, jak Piotr w czasie męki i ukrzyżowania.
Czy w naszych, ogarniętych kryzysem systemów społeczeństwach, możliwa jest nadal refleksja nad podejmowanym szeroko rozumianym ludzkim działaniem? Czy nie stoimy zatem przed swego rodzaju sprzecznością? Bo jak można w takim chaosie kulturowym mówić o refleksji, skoro dzieło kształtowania osoby wymaga względnej przynajmniej stabilności wartości i instytucji?
Apateia (beznamiętność, stan niepodatności na wzruszenia, spokój wewnętrzny) jest czymś pozytywnym, koniecznością nabrania pewnego dystansu wobec rzeczywistości po to, by móc się nad nią zastanowić. Apateizm natomiast jest nabraniem dystansu, ale w takim sensie, aby się odciąć.
Pateo (gr) znaczy odczuwać, być wrażliwym, a apateia nie oznacza, że katolik jest niewrażliwy, tylko jak gdyby wiara potrzebuje jakiegoś stanu uspokojenia. Jest to stan filozofa, który myśli. Apateizm pokazuje, że taki stan jest dziś obecny, definiuje go. Apateizm to zobojętnienie człowieka na wartości duchowe i materialne.
Aby dostrzec Boga i Jego wielkość trzeba nam najpierw „wejść na górę”, wspiąć się ponad przyziemne i doczesne sprawy, wyjść z codzienności, udać się „na osobność”, wsłuchać się w głos Boga, przyjąć Jego zaproszenie.
Bóg zaprasza nas, jak Abrahama; ‘wyjdź z twojej ziemi” i z twojego domu, z twoich spraw i małostek. Jak Jezus wziął ze sobą Apostołów, tak i nas pragnie wziąć ze sobą i zaprowadzić „na górę wysoką, osobno”. Kto nie chce przyjąć tego zaproszenia i nie chce pójść za Jezusem „na osobność” nigdy nie doświadczy i nie dozna zachwytu wielkością Boga, nigdy nie doświadczy przemienienia, nigdy nie zobaczy ostatecznego sensu i celu swojego życia, zawsze będzie orał nosem po ziemi i szukał tylko doczesnego spełnienia.
Okres Wielkiego Postu jest okazją do takiego wyjścia z siebie i z przyziemności, jest okazją do owej wspinaczki „na górę”, aby nie zostać przytłoczonym doczesnością, jest doskonałą okazją do przeżycia i doświadczenia przemiany. Trzeba tylko podjąć wysiłek opuszczenia swojego „małego domku doczesności i interesików”.
Czy stać mnie jeszcze na inne spojrzenie na moje życie?
Czy już stale będę tylko zanurzony w codzienności i przyziemnych sprawach?
ks. Bartosz Mitkiewicz, 05.03.2023r.