W tym roku mijają 923 lata od jednego z najważniejszych wydarzeń w historii Jerozolimy – zdobycia miasta przez krzyżowców i utworzenia w nim stolicy chrześcijańskiego królestwa.
Z potężnej liczby wojsk pierwszej krucjaty, które wyruszyły z Europy w 1096 r., pod Jerozolimę dotarło tylko około 1/3 stanu. Pozostali zginęli, zmarli lub pozostali w zdobytych wcześniej miastach i twierdzach.
Armia ta, licząca według ówczesnych relacji ok. 1300 rycerzy oraz 12000 żołnierzy pieszych, podeszła pod mury jerozolimskie 7 czerwca 1099 r. Siły te były zbyt małe by otoczyć Jerozolimę z wszystkich stron.
Dodatkową słabością krzyżowców był fakt, że nie posiadali jednolitego dowództwa, a ich oddziałami dowodzili rywalizujący między sobą wielcy europejscy feudałowie. Obciążeniem armii była też liczna rzesza pielgrzymów, wędrujących z krzyżowcami. Byli oni niezdolni do noszenia broni, ale korzystali z prowiantów wyprawy.
Jerozolima była dobrze przygotowana do obrony. Fortyfikacje miejskie, pokrywały się w dużej mierze z linią dzisiejszych murów obronnych. Pochodziły one jeszcze z czasów rzymskich i były później wielokrotnie umacniane i rozbudowywane.
Dowódca garnizonu, Iftichar ad-Daula zadbał o dostateczne zaopatrzenie miasta w żywność. Wygnał z niego również wszystkich chrześcijan, uznając że ci sprzyjają krzyżowcom. Na dodatek nakazał zasypanie studni i źródeł podmiejskich, tak aby armia oblężnicza nie mogła z nich korzystać.
Brak wody, po którą musiano się wyprawiać w odległe miejsca oraz dotkliwe upały wymusiły na krzyżowcach zdecydowane działania. Już w tydzień po przybyciu, 13 czerwca, krzyżowcy przypuścili zmasowane natarcie na mury. Atak przeprowadzono pomimo niewielkiej liczby drabin i machin oblężniczych. Pomimo bohaterstwa chrześcijan, załamał się on jednak ze względu na potęgę fortyfikacji i determinację obrońców.
W tej sytuacji przystąpiono do regularnego oblężenia miasta. Krzyżowcy zbudowali wokół niego cztery ufortyfikowane obozy, umieszczone w miejscach, z których najłatwiej było zaatakować miasto.
Rajmund z Tuluzy rozłożył się naprzeciwko Bramy Syjonu, Gotfryd z Bouillon naprzeciw Bramy Jaffy, Robert z Flandrii blokował Bramę Damasceńską i w końcu Robert z Normandii miał obóz przed Bramą Heroda.
Na szczęście dla krzyżowców, w połowie czerwca do portu w Jaffie przypłynęło 6 okrętów z Europy, które oprócz żywności i broni przywiozły liny i gwoździe niezbędne do budowy machin oblężniczych. Ponieważ okolice Jerozolimy pozbawione były lasów, krzyżowcy musieli sprowadzić drewno aż z okolic odległej o 90 kilometrów Samarii.
Dzięki udanej wyprawie mogli jednak wykonać liczne drabiny i katapulty, a nawet skonstruować dwie ruchome wieże oblężnicze, z których każda była wyższa od murów miejskich o ponad 3 metry. Dodatkowo udało się im utrzymać wszystkie te przygotowania w tajemnicy przed obrońcami.
Po zakończeniu przygotowań technicznych do ataku nastąpiły przygotowania duchowe. W ich ramach wszyscy rycerze przystąpili do trzydniowego postu, zakończonego pokutną procesją wokół murów miasta. Jej uczestnicy szli boso i śpiewali pieśni religijne, zakłócane przez zniewagi i przekleństwa wykrzykiwane w ich stronę przez obrońców.
Atak rozpoczął się w nocy z 13 na 14 lipca . Przez pierwszą dobę atakujący skupili się na zasypywaniu fos, tak aby można podciągnąć wieże oblężnicze pod same mury miejskie. Wieczorem 14 lipca pierwsza wieża oblężnicza dotarła do murów miejskich. Krzyżowcy dowodzeni przez Rajmunda z Tuluzy wdarli się na mury, jednak ich atak został odparty przez główne siły obrońców.
Kolejnego dnia w południe druga wieża dotarła do murów w pobliżu dzisiejszej bramy kwietnej. Tym razem oddziały dowodzone przez Gotfryda z Bouillon wdarły się skutecznie w głąb miasta. Część z atakujących otwarło bramę kolumny (w miejscu dzisiejszej bramy damasceńskiej), a część zaatakowała cofających się muzułmanów i opanowała Wzgórze Świątynne. Jerozolima była zdobyta.
W zdobytym mieście nastąpiła rzeź. Krzyżowcy nie mieli litości dla nikogo. Jeden z nich, Rajmund z Aguilers, pisał później iż idąc na Wzgórze Świątynne „musiał przedzierać się przez stosy trupów i brodził we krwi, która sięgała mu po kolana”.
Oceniając te wydarzenia, historyk wypraw krzyżowych Steven Runciman twierdził, że „nawet wśród chrześcijan rzeź ta wywołała prawdziwą grozę. To właśnie ten krwawy dowód fanatyzmu chrześcijańskiego obudził na nowo fanatyzm muzułmański.” A gdy później chrześcijanie próbowali się porozumiewać ze światem islamu, to właśnie „pamięć o tej rzezi stanowiła przeszkodę nie do przebycia”.
Stanisław Szuro, 01.06.2023r.
Cytaty za: Steven Runciman, Dzieje wypraw krzyżowych, Warszawa 1987, ss. 263-265;