Słowo na niedzielę: Cuda w Kafarnaum

Dzisiejsza Ewangelia także zawiera opisy cudownych uzdrowień i wypędzeń złych duchów dokonanych przez Chrystusa w Kafarnaum – uzdrowienie teściowej Szymona i innych ludzi dotkniętych rozmaitymi chorobami.

Apostołowie i im współcześni, wobec stojącego przed nimi problemu (choroby czy opętania), kierowali swe kroki ku Jezusowi: „zaraz powiedzieli Mu o niej; z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych”. Zdumiewa ich pewność i przekonanie o tym, że Jezus znajdzie właściwe rozwiązanie w tej trudnej sytuacji.

I tak oto z synagogi znajdującej się w samym środku miasta, Jezus udaje się do domu Piotra, bo miejscem działania Boga jest każde środowisko, miejsce święte i powszednie. Wszędzie Bóg działa z miłością, wychodzi do człowieka, pochyla się nad nim. Pan Jezus uzdrawia teściową Piotra prostym gestem, chwytając ją za rękę. Podnosi ją z niemocy, jakby chciał powiedzieć: jest w tobie dość sił, abyś mogła chodzić.

Chrystus uwalnia siły drzemiące w człowieku, może przysypane strachem, wątpliwościami. Często nie dostrzegamy ani naszych możliwości, ani tych ukrytych w świecie. Gdybyśmy się ich uchwycili, w pełni je wykorzystali, a nie roztrwaniali ich ani nie niszczyli, wtedy rzeczywistość ukazałaby się nam w bardziej pozytywnym świetle. Moglibyśmy dużo więcej zrobić i żyć spokojniej, w zgodzie z naszą naturą.

Oczywiście w określonych granicach, ponieważ niemożliwe jest całkowite urzeczywistnienie siebie w horyzoncie doczesności. Zdrowie nie trwa wiecznie, życie się kończy. Jezus nie chce pozostawiać żadnych złudzeń. Uzdrawia, ale jest to tylko zapowiedź przyszłego zbawienia, pełnego i definitywnego. Przekracza horyzont ziemski, ponieważ spoza niego przyszedł.

Uzdrowiona teściowa podejmuje obowiązki gospodyni, służy gościowi. Życie nie jest po to, aby je wykorzystywać hedonistycznie i egoistycznie! Jest po to, aby poświęcić je miłości, wypełnić je nią. Inaczej nie ma ono wartości i sensu.

Świat ludzkiej nędzy, dramat ludzkich cierpień, koszmar umierania… Jezus wychodzi im naprzeciw. Rzuca wyzwanie tej okrutnej rzeczywistości. Nie rozwiązuje swoimi uzdrowieniami problemu choroby i cierpienia, nie uwalnia od nich człowieka w wymiarach doczesności. Pokazuje moc wobec tych ciemnych potęg ciążących nad człowiekiem poprzez przykłady uzdrowienia i wskrzeszenia, a definitywne zwycięstwo nad nimi – w zmartwychwstaniu.

Jezus sam przeszedł przez cierpienie i śmierć, dlatego każdy może Mu zaufać i patrzeć odważnie w oczy tych potęg, których władza nad człowiekiem nie jest odtąd absolutna. Nie mogą go zniszczyć całkowicie.

Następnie, nad ranem Jezus udaje się na miejsce pustynne, aby się modlić. Pokazuje w ten sposób, gdzie człowiek ma szukać życia, skąd czerpać moc, nadzieję i miłość. W głoszeniu Ewangelii Jezus jest całkowicie wolny. Jest z ludźmi, mówi do nich z miłością, ale nie daje się im zatrzymać, nie zostaje z nimi na zawsze. Jest w drodze i chce, aby i oni byli w drodze. Nie przyszedł po to, aby znaleźć tutaj dom, aby przygotować innym ciepłe gniazdo, które trwałoby na wieki.

Światło i energię do głoszenia Ewangelii czerpie Jezus z modlitwy. Ewangelia jest z góry i tam trzeba jej szukać. Ona odpowiada naszej rzeczywistości, naszym najgłębszym aspiracjom, ale nie da się jej wydedukować z ziemi.

Nasze życie może przytłumić nadzieję, którą ona niesie, wypaczyć prawdę, którą zawiera, zatrzymać jej pochód. Dlatego Jezus uchyla się przed ludźmi. Idzie do Źródła, aby w Nim się odświeżyć i kontynuować dalej swą misję. Chce objąć Ewangelią wszystkich, a nie tylko niektórych.

ks. Bartosz Mitkiewicz, 07.02.2021

Previous ArticleNext Article