Trąd był straszną chorobą. Pomimo rozwoju medycyny do dziś jawi się jako nieuleczalne zagrożenie. O wiele gorszy był jednak sposób, w jaki starano się z nią walczyć. Gdy u kogoś zauważono jej oznaki, wyrok był bezlitosny: w imię dobra całej społeczności osobę taką skazywano na odosobnienie, co więcej chory miał wołać: Nieczysty, nieczysty.
Dziś czasy się zmieniły, ale czy w naszym społeczeństwie nie funkcjonują grupy nowych trędowatych, których chcemy zmuszać do tego, by rozrywali swe szaty i przypominali nam o swojej „chorobie”?
Choć wciąż istnieje, trąd na szczęście stał się symbolem. Czego? Oryginalność, nieszablonowość, kreatywność oto najbardziej poszukiwane i cenione dziś cechy. Więc jak tu być naśladowcą, wiernym uczniem jednego Mistrza, który wydawałoby się, nie pozwala by zmieniać coś w jego koncepcji. A przecież dziś nieustannie potrzeba być trendy, nadążać za zmieniającymi się stylami i modami. Jak zatem rozumieć słowa św. Pawła: bądźcie naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa?
Puenta płynąca z Ewangelii, szatan tylko czeka na to, żebyśmy sami siebie ukarali i pozostawili na wygnaniu, z dala od Boga, z dala od ludzi. Na tym mu najbardziej zależy! Warto przywołać słowa kard. Stefana Wyszyńskiego: „Wielkim nieszczęściem naszej współczesności jest to, że wśród ludzi bardzo wymownych, wielu jest niemych, którzy boją się powiedzieć prawdę, boją się ujawnić, co myślą. Jest to największe nieszczęście naszej Ojczyzny”.
Czyż w tych słowach nie odnajdujemy owych trędowatych? Trądem jest dziś brak myślenia, wmówienie nam, że nie mamy prawa żyć zgodnie z nauką Ewangelii!
Katolik musi troszczyć się nie tylko o siebie, lecz również o bliźnich, wiedząc, że nasze losy są od siebie współzależne, tak w dobru, jak i w złu. Zarówno grzech, jak i uczynki miłości mają też wymiar społeczny.
W tym tygodniu rozpocznie się Wielki Post. Będzie okazją, by powrócić do tego, co w naszym życiu najistotniejsze, czyli do łaski wiary i miłości. Ich brak, uwidacznia się w panującej powszechnie zgodzie na niereagowanie na zło. To natomiast rodzi się z naszego egocentryzmu, choć niekiedy ukrywa się go pod płaszczykiem poszanowania dla wolności drugiego człowieka, uszanowania jego poglądów, myśli.
Nazbyt dobrze wszyscy doświadczamy, że w dzisiejszym świecie istnieje wielka wrażliwość na materialne potrzeby bliźniego, „natomiast niemal całkowicie pomija się milczeniem duchową odpowiedzialność za braci”. W totalne zapomnienie popadły uczynki miłosierdzia względem duszy, a już szczególnie upomnienie braterskie, z myślą o zbawieniu wiecznym. Lepiej mówić nieczysty, wydalić siebie, albo kogoś inaczej myślącego.
Tymczasem nie wolno nam milczeć w obliczu zła. I mam tu na myśli postawę tych katolików, którzy przez szacunek dla człowieka lub po prostu z wygodnictwa dostosowują się do powszechnie panującej mentalności, zamiast przestrzegać swych braci przed takimi sposobami myślenia i postępowania, które są sprzeczne z prawdą i nie prowadzą do dobra. To jeden z uczynków miłosierdzi względem duszy: grzesznych upominać. Trzeba nam uważać, by napomnienie braterskie nie sprowadzało się do potępiania i oskarżania, lecz służyło sprowadzeniu bliźniego na dobrą drogę.
Napomnienie braterskie ma szczególne znaczenie we współczesnym świecie zdominowanym przez indywidualizm. Żywa jest też dziś pokusa, by się nie angażować, tłumić Ducha, nie korzystać z talentów, które zostały nam dane dla naszego dobra i dobra bliźnich. Wielki Post tymczasem to dobra okazja, by z pomocą Słowa Bożego i sakramentów odnowić i umocnić naszą wiarę. Kto nie czyni w niej postępów, ten się cofa. Od poczucia ubrudzenia grzechem, silniejsze powinno być pragnienie oczyszczenia.
ks. Bartosz Mitkiewicz, 11.02.2024r.