Na scenę rozgrywającą się w czasie szabatowego nabożeństwa w nazaretańskiej synagodze możemy spojrzeć z trzech różnych punktów widzenia: od strony mieszkańców Nazaretu, oczami apostołów oraz tak, jak ją widzi sam Jezus.
Od strony mieszkańców Nazaretu
Najliczniejszą grupę stanowią nazaretanie. Oni najdłużej znają Jezusa, ale najprawdopodobniej pierwszy raz widzą Go nauczającego w synagodze. Są zadziwieni, jakby ujrzeli nową twarz swojego rodaka. Rozpoznają niezwykłość osobowości, mądrość i jakąś moc poruszającą, dynamizm, jaki z Niego emanuje. Spontaniczny i zupełnie, jak się wydaje, naturalny zachwyt Jezusem natrafia jednak na trudność w postaci uprzedniego doświadczenia: przecież to cieśla, którego doskonale znamy!
Wielu zebranych zapewne dzieliło z Nim życie przez wiele lat, stąd od razu umieszczają Go w kontekście rodzinnym. Na uwagę zasługuje tu zwłaszcza określenie „syn Maryi”, gdyż pobrzmiewa w nim najwyraźniej ton lekceważący. O ile bowiem w Izraelu byli znani nauczyciele wykonujący zawód cieśli, to pochodzenie człowieka zawsze określano imieniem ojca.
Powątpiewanie mieszkańców Nazaretu przybiera zatem koloryt deprecjacji osoby Jezusa takiego, jakiego widzą w tym momencie przed sobą: mocnego w słowie i czynie. Nie mogą wydostać się w uprzedniej idei, obrazu, do którego przywykli przez lata.
Oczami apostołów
Uczniowie Jezusa nie mają tak długiego doświadczenia znajomości swojego Mistrza. Jednakże – w odróżnieniu od nazaretańczyków – od początku poznają Go jako posiadającego nadprzyrodzoną władzę. Jeśli cofniemy się nieco w kontekście dzisiejszej ewangelii, natrafimy na szereg momentów intensywnego przeżycia dynamicznej mocy Jezusa. Zobaczymy uczniów najpierw w łodzi, przerażonych burzą i zadziwionych mocą słowa ich Mistrza: nawet wicher i jezioro, nieokiełznane i poddane tylko Bogu, są Mu posłuszne.
Zaraz potem są świadkami spotkania z przerażającym człowiekiem opętanym przez ducha nieczystego: mieszkający w grobach, krzyczący i poraniony biegnący im na spotkanie musiał wywierać nadzwyczaj przykre wrażenie. Jezus swoim słowem wyrzuca legion złych duchów, wprowadzając uwolnionego na powrót do normalnego życia.
Uczniowie mają też doświadczenie tłumów, które cisnęły się do ich Nauczyciela. Wśród szukających z Nim kontaktu była i kobieta cierpiąca na krwotok: życie z niej uchodziło, a samo dotknięcie się szaty Jezusa sprawiło uzdrowienie. A jakby i tego było mało, nawet dziewczynka, która już umarła, została przez Jezusa podniesiona do życia.
Jednak teraz, kiedy są obecni w nazaretańskiej synagodze, chyba po raz pierwszy widzą, że ta niezwykła pozycja ich Mistrza zostaje poddana w wątpliwość. Może On sam nie jest tym, kim wydaje się być, skoro ludzie znający Go od dziecka powątpiewają o Nim?
Oczami samego Jezusa
W końcu tę samą scenę ogląda swoimi oczami również sam Jezus. Dla Niego musiało być to przede wszystkim doświadczenie oporu, którego nie jest w stanie przemóc. Ewangelista notuje, że w tej sytuacji nie może On zdziałać żadnego cudu z powodu niedowiarstwa nazaretańczyków.
Najwyraźniej podzielił w tym momencie los proroka Ezechiela posłanego do ludu „o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach” (I czytanie), ludu opornego na głoszone słowo. Jednakże nawet w takiej sytuacji już sama obecność proroka jest ważnym znakiem interwencji Boga w historii ludzi: „A oni, czy będą słuchać, czy też zaprzestaną – są bowiem ludem opornym – przecież będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich” (Ez 2, 5). Wobec krajan Jezus zostawił znak niezrozumiałej dla nich i budzącej opór swojej obecności.
Naszymi oczami
Trzy różne perspektywy widzenia dzisiejszej sceny ewangelicznej nie są jednakże jedynymi. W nazaretańskiej synagodze jesteśmy wszakże również i my – słuchając słowa podczas liturgii uczestniczymy przecież w wydarzeniach ewangelicznych, które uobecniają się tu i teraz. Stojąc pośród zebranych doświadczamy, jak trudno jest dostrzec Jezusa w codzienności; jaką przeszkodą jest zasób wcześniejszych doświadczeń, które raczej chcielibyśmy powielać, niż otwierać się na ciągłą świeżość i dynamizm relacji z Bogiem.
To spotkanie Jezusa ze swoimi rodakami ukazuje również, jak ważne jest wrażliwe serce, które pozwoliłoby Bogu działać tak, jak On sam zamierza. W tym powszednim okrywaniu obecności Boga mistrzynią jest Maryja. Ona – na pewno również obecna w dzisiejszej scenie, nawet jeśli ewangelista o tym nie wspomina – najpierw przyjmuje pod swoje serce Syna Bożego w zwykłości swojego życia, a potem, od samego początku widzi Jezusa w biegu zwykłych dni. Maryja, w długim szeregu lat, nauczyła się widzieć w swoim Synu zapowiedzianego Jej w zwiastowaniu Mesjasza nawet wówczas, kiedy pozostawał ukryty w Nazarecie.
On jest obecny w twoim życiu, choć często ukryty w najzwyklejszych powtarzalnych wydarzeniach, znanych ci od lat osobach. Jest obecny w mało widowiskowym znaku swojego słowa zapisanego w Biblii oraz w sakramentalnym chlebie i winie. Wzywaj Ducha Świętego: niech oczyści twoje oczy, abyś zobaczył i przyjął łaskę, którą pragnie ci ofiarować. Aby nie był lekceważony.
ks. Bartosz Mitkiewicz, 04.07.2021