Pojęcie krucjaty podświadomie nasuwa nam skojarzenie z zakutymi w zbroję rycerzami. W naszych utartych poglądach dominuje stereotyp, że wyprawy krzyżowe były dziełem walecznych i brutalnych mężczyzn. Niezaprzeczalnie rycerze stanowili główną siłę militarną, która podbiła i ustanowiła nowe organizmy państwowe w Syrii i Palestynie. Sprawa uczestnictwa w krucjacie, która przez współczesnych nazywana była po prostu pielgrzymką, miała jednak drugie, kobiece oblicze.
Gdy analizuje się fenomen dotarcia i zdobycia Jerozolimy przez wojska chrześcijańskie w końcu XI wieku, często umyka fakt, że na wyprawę do Ziemi Świętej, zarówno przywódcy jak i zwykli jej uczestnicy, bardzo często wyruszali z całymi rodzinami, czyli z żoną i dziećmi. O licznej obecności kobiet wśród uczestników krucjaty dowiadujemy się z greckiego źródła spisanego ręką kobiety. Tym źródłem jest Aleksjada napisana przez bizantyjską cesarzównę Annę Komnenę. To z jej opisów wiadomo, że na grono krzyżowców składały się „rzesze mężczyzn, kobiet i dzieci”.
Kobiety stanowiły więc liczną grupę i odegrały istotną rolę w krucjacie. W większości były to małżonki rycerzy, które dzieliły swój los z losem mężów. Zwłaszcza, gdy ci postanawiali opuścić ojczyste ziemie na zawsze licząc, że zdobędą dla siebie nowe włości w walce z Saracenami.
W źródłach znajdujemy też przykłady niewiast, które nie miały mężów, ale odważnie przyszywały znak krzyża do płaszcza i ruszały z innymi w stronę Jerozolimy.
Co prawda niektórzy kronikarze krytycznie oceniali obecność zarówno kobiet jak dzieci w obozie wojskowym, widząc w tym przyczynę opóźnień w przemarszu i narastających kłopotów z zaopatrzeniem.
Sceptycy niejednokrotnie uznawali obecność kobiet za balast utrudniający realizację szczytnej idei, jaką było odbicie Grobu Pańskiego z rąk muzułmanów.
Występowanie samotnych kobiet nasuwa też jednoznaczne skojarzenie, nierzadko uzasadnione, jakoby kobiety, podobnie jak w innych armiach, świadczyły usługi najstarszego zawodu świata. Takie realia zakłócały wzniosłą wizję wyprawy, której hasłem było „Bóg tak chce!”
Z drugiej strony w przekazach kronikarskich epoki pierwszej krucjaty dominują relacje podkreślające pozytywny wpływ niewiast na poszczególnych etapach wyprawy. Anonimowy autor, Gesta Francorum, zauważył, że podczas bitwy pod Doryleum, to właśnie kobiety stanowiły oparcie dla walczących mężczyzn.
Bitwa rozegrała się 1 lipca 1097 roku, a kobiety miały za zadanie dostarczać ze źródeł w obozie wodę walczącym rycerzom. Pomimo trudności, siły krzyżowców zdołały obronić się i zadać klęskę wojskom tureckim, a to otworzyło chrześcijanom drogę do Antiochii. Nie można powątpiewać, że przy upalnej aurze posługa niewiast, wymagająca odwagi i wytrwałości, przysłużyła się do rezultatu tej bitwy.
Podczas marszu przez Kapadocję nie zabrakło innych romantycznych, a zarazem tragicznych historii. Jedna z nich dotyczy Floryny, córki Odona I księcia Burgundii, która walczyła u boku Swena, syna króla duńskiego. Para ta postanowiła wspólnie dotrzeć do Jerozolimy, aby tam ślubować sobie dozgonną miłość. Niestety zostali zaatakowani w wąwozie i podczas walki oboje zginęli od tureckich strzał. Jak widać kobiety niejednokrotnie płaciły najwyższą cenę za udział w krucjacie na równi z mężczyznami.
Sceptycy niejednokrotnie uznawali obecność kobiet za balast utrudniający realizację szczytnej idei, jaką było odbicie Grobu Pańskiego z rąk muzułmanów.
Występowanie samotnych kobiet nasuwa też jednoznaczne skojarzenie, nierzadko uzasadnione, jakoby kobiety, podobnie jak w innych armiach, świadczyły usługi najstarszego zawodu świata. Takie realia zakłócały wzniosłą wizję wyprawy, której hasłem było „Bóg tak chce!”
Z drugiej strony w przekazach kronikarskich epoki pierwszej krucjaty dominują relacje podkreślające pozytywny wpływ niewiast na poszczególnych etapach wyprawy. Anonimowy autor, Gesta Francorum, zauważył, że podczas bitwy pod Doryleum, to właśnie kobiety stanowiły oparcie dla walczących mężczyzn.
Bitwa rozegrała się 1 lipca 1097 roku, a kobiety miały za zadanie dostarczać ze źródeł w obozie wodę walczącym rycerzom. Pomimo trudności, siły krzyżowców zdołały obronić się i zadać klęskę wojskom tureckim, a to otworzyło chrześcijanom drogę do Antiochii. Nie można powątpiewać, że przy upalnej aurze posługa niewiast, wymagająca odwagi i wytrwałości, przysłużyła się do rezultatu tej bitwy.
Podczas marszu przez Kapadocję nie zabrakło innych romantycznych, a zarazem tragicznych historii. Jedna z nich dotyczy Floryny, córki Odona I księcia Burgundii, która walczyła u boku Swena, syna króla duńskiego. Para ta postanowiła wspólnie dotrzeć do Jerozolimy, aby tam ślubować sobie dozgonną miłość. Niestety zostali zaatakowani w wąwozie i podczas walki oboje zginęli od tureckich strzał. Jak widać kobiety niejednokrotnie płaciły najwyższą cenę za udział w krucjacie na równi z mężczyznami.
Spośród szlachetnych dam często przytaczanym przykładem uczestniczki pierwszej krucjaty jest Godwera z Tosni pierwsza małżonka Baldwina z Boulogne. Jej mąż w rodzinnych stronach, ponieważ był młodszym synem, nie miał szans na odziedziczenie schedy po ojcu. Szansę na zdobycie własnego lenna dawała mu wyprawa do Ziemi Świętej. Godwera wraz z dziećmi ruszyła razem z nim. W czasie przemarszu armii lotaryńskiej przez Węgry razem z dziećmi została zakładniczką na dworze króla Kolomana.
Później już na wschodzie podczas przerw w marszu przebywała w obozie armii głównej. Gdy Baldwin przebywał w Mamistrze w 1097 roku, dotarły do niego wieści, że jego żona jest konająca, a dzieci poważnie chore. Trudy wyczerpującej pielgrzymki, jak też nieprzyjazny palestyński klimat okazały się dla nich zabójcze. Godwera zmarła wraz z dziećmi, dwa lata przed zdobyciem Jerozolimy, której królem już niebawem miał zostać właśnie Baldwin.
Inaczej potoczyło się życie Elwiry z Aragonii, żony Rajmunda z Saint-Gilles, hrabiego Tuluzy, który wyruszył na zbrojną pielgrzymkę z przeświadczeniem, że już nigdy nie powróci do Europy. Elwira towarzysząc mężowi opuściła zasobne hrabstwo Tuluzy i wyruszyła w niepewną przyszłość, którą jej mąż związał z Bliskim Wschodem. Sama krucjata, jak też kilka następnych lat, przyniosło jej wiele trudu, zaś jej mąż chociaż cieszył się dużym autorytetem, to w praktyce z wielkimi kłopotami wykrawał dla siebie nowe władztwo na libańskim wybrzeżu.
Podczas krucjaty Elwira urodziła chłopca, którego ochrzczono w rzece Jordan i nadano mu imię Alfons Jordan. Jej mąż był już mocno posunięty w latach i zmarł w 1105 roku pozostawiając osieroconego dziedzica i ją jako wdowę-regentkę hrabstwa, którego proces tworzenie nie dobiegł jeszcze końca.
Źródła milczą o jej politycznej aktywności, ale znana jest jej decyzja, którą podjęła dla dobra syna. Ostatecznie w 1108 roku powróciła do Europy, by odzyskać hrabstwo Tuluzy, które miał objąć Alfons Jordan. Zamieniła się ze swoim pasierbem, a właściwie nieprawym synem swojego męża, Bertrandem. Ten oddał bratu Tuluzę, a sam udał się na wschód i tutaj doprowadził do końca formowanie hrabstwa Trypolisu.
O udziale w krucjacie innych mniej znanych dam mediewiści dowiadują się z zachowanych dokumentów chociażby dotyczących fundacji klasztornych w Europie. Jeden z nich mówi o szlachetnej Emerii, damie również z okolic Tuluzy. Ta w 1098 roku zdecydowała się ruszyć śladem krzyżowców do Jerozolimy, skąd nie planowała już wracać. Za namową biskupa wszystkie swoje dobra przeznaczyła na fundację hospicjum w pobliżu kaplicy Saints-Orens.
Historycy, przeglądając wykaz zmarłych w Serrabone z 1102 roku, znaleźli imiona kobiet zaopatrzonych określeniem „que perrexit Jerosolimam” czyli „ ta która pielgrzymowała do Jerozolimy”. Kobiety te miały na imię Ricarda i Estewania, a przed swoją pielgrzymką należały do grona sióstr konwersek, które przy kolegiacie wypełniały różne posługi. Takich przypadków musiało być więcej.
Jak widzimy, na wezwanie papieża Urbana II, wygłoszone na synodzie w Clermont w 1095 roku, nie mniej entuzjastycznie zareagowały kobiety. Jedne podjęły decyzję o „wzięciu krzyża” jako wierne towarzyszki swoich mężów, inne, chociaż niezamężne, też decydowały się na taki krok samodzielnie.
I jedne, i drugie uległy fali religijnego zapału. Ich losy podczas krucjaty ułożyły się różnie, jednakże podążając do Jerozolimy u boku zbrojnych rycerzy, dzieląc ich trudy i niedole, nie możemy nazywać ich inaczej jak krzyżowcami.
Erwin Jan Kozłowski, 11.03.2023r.